Brytyjski wiek emerytalny

W Polsce znów trwa dyskusja o długości wieku emerytalnego. Prawdopodobnie możemy ją odbywać co cztery lata, gdy u władzy pojawiać się będzie nowa partia lub koalicja rządowa. Możemy próbować wymyślić własne rozwiązanie. Dobrze jest jednak czasem zerknąć jak radzą sobie z problemem inne kraje europejskie.

Wiek emerytalny w Wielkiej Brytanii zostanie podniesiony do 66 roku życia od 2020. Jednak liczna grupa ekspertów uważa, że to stanowczo za mało. Być może młodzi ludzie, których roczniki czekają na wejście na rynek pracy będą się musieli pogodzić z przejściem na emeryturę dopiero w wieku 70 lat. Jest to nieunikniona konsekwencja rozciągania się oczekiwanej długości życia. Wszyscy liczyli, że większość darowanego nam przez życie czasu spędzimy na odpoczynku. Niestety, bardziej prawdopodobne, że spędzimy je za biurkiem.

W Wielkiej Brytanii, firma brokerska Royal London, która oferuje - między innymi - prywatne plany emerytalne, przeprowadziła analizę sugerującą, że jeśli dzisiejsi 22-latkowie zaczną odkładać pieniądze na starość, to dopiero około swoich 77-ych urodzin będą korzystać z podobnego poziomu życia – jak dzisiejsi seniorzy. Nie dotyczy to jednak całego obszaru Zjednoczonego Królestwa, w przypadku biedniejszych hrabstw zrównanie warunków może nastąpić dopiero około 81-ych urodzin.

Brytyjczycy już teraz pracują zbyt długo. Coraz więcej osób spędza w miejscu zatrudnienia ponad 48 godzin, co plasuje Zjednoczone Królestwo wśród najbardziej zapracowanych krajów Europy. Na dodatek jak pokazują badania, przeprowadzone przez Trade Union Congress (TUC) – wśród swoich członków, wartość przepracowanych, ale niezapłaconych nadgodzin sięgnęła w zeszłym roku 31,5 miliarda funtów. Dla ponad 5-ciu milionów związkowców oznacza to średnio ponad 500 funtów dodatkowego dochodu miesięcznie.

Z danych medycznych brytyjskiej służby zdrowia wynika, że – w skali całego kraju – z powodu stresu (związanego z pracą), depresji lub lęku – zatrudnieni wzięli blisko 10 milionów dni zwolnień w latach 2014-15. Może to nieszczególnie dużo jak na zasób siły roboczej, ale wiele mówi o kondycji psychicznej zatrudnionych. Nadgodziny spędzone w pracy, nawet te zapłacone, to utrata możliwości kontaktu z rodziną i dziećmi, czasu wolnego, uczestniczenia w życiu kulturalnym, a nawet snu.

Życie Brytyjczyków – podobnie jak mieszkańców innych rozwiniętych krajów – jest skupione wokół pracy. Obsesyjnej. W świetle danych, które wskazują, że w przyszłości będziemy pracować dłużej – o ile będziemy mogli znaleźć zatrudnienie, warto myśleć o równowadze między pracą, a życiem prywatnym. Już teraz jedną trzecią naszego dorosłego życia spędzamy na byciu podporządkowanym woli przełożonych.

Jeszcze na początku zeszłego wieku popularna była myśl, twórczo rozwinięta przez Johna Maynarda Keynesa, że praca i postęp będą szły w ręka w rękę do tego stopnia, iż pod koniec wieku każdy człowiek będzie spędzał w miejscu zatrudnienia tylko 15 godzin tygodniowo. Obecnie przeciętny Brytyjczyk przepracowuje 28 godzin więcej. Tylko hipoteza, że pojawienie się nowych technologii spowoduje zmniejszenie się liczby ofert na rynku. Z początku pojawieniu się maszyn towarzyszył wzrost zatrudnienia, automaty musiał ktoś produkować, obsługiwać i serwisować. Szacuje się, że samo pojawienie się komputera osobistego dało „życie” ponad 1500 nowym zawodom.

Jednak powojenna sielanka, która dla krajów zachodnich oznaczała niemal pełne zatrudnienie już dawno się skończyła. Nie tylko stopy bezrobocia i nieaktywności zawodowej się zwiększyły. Samo znalezienie zatrudnienia stało się trudniejsze, szczególnie od pojawienia się nowych form pracy, jak: kontrakty zero godzinowe (popularne wśród pracodawców), samozatrudnienie (bez ubezpieczeń społecznych) oraz umowy czasowe.
Niektórzy komentatorzy życia gospodarczego sugerują, że posiadanie dużej ilości obywateli głodnych każdej pracy, działa bardziej stymulująco na już zatrudnionych. Niestety prognozy dla brytyjskiej ekonomii nie różnią się zasadniczo od przewidywań, dotyczących innych krajów. Zbyt wyraźnie dominuje tendencja do wypychania coraz większej ilości zatrudnionych w stronę prekariatu.

Badania oksfordzkie z 2013 roku wskazywały na szybkie tempo zastępowania miejsc pracy przez maszyny, co będzie prowadziło do utraty zatrudnienia miliony osób na Wyspach Brytyjskich. Komentatorzy polityczni zwracają uwagę, że pomimo przytłaczających wizji przyszłości, nie jest za późno na działanie, choć nie służą mu utarczki słowne przywódców laborzystów i torysów, które niepotrzebnie dzielą scenę polityczną.

Dobrze jest widzieć, przynajmniej w brytyjskiej prasie, głosy nawołujące do poważnej debaty nad wizją przyszłości społeczeństwa. Robotyzacja nie musi i nie może być kresem ludzkości jaką znamy. To nie jest egzystencjalne zagrożenie, które będzie oznaczało pauperyzację zachodniej cywilizacji. Bogactwo będzie nadal tworzone – tylko przez armię maszyn. Ludzie będą uwolnieni od trudu codziennej pracy. Nie poprzez skazanie na minimum egzystencji – gdzie wówczas byłyby rynki zbytu dla produkowanych produktów i usług.
Brytyjska prasa – pokroju Guardiana – opowiada się za przemodelowaniem polityki społecznej i wprowadzeniu dochodu podstawowego. Te pomysły już zaczynają przesiąkać do głównych nurtów politycznych, za czołowego orędownika uznaje się parlamentarzystę Partii Pracy - Johnathana Reynoldsa.
Wybór – prezentowany przez brytyjską prasę – wydaje się prosty, będziemy mieli społeczeństwo, które będzie jeszcze bardziej oddane pracy, zabiegające o nią bez względu na zmniejszającą się podaż miejsc pracy i pogarszające się warunki zatrudnienia, albo społeczeństwo, w którym każdy ma prawo do samorealizacji, z większą ilością czasu dla rodziny i budowy więzi między ludzki.
Osobiście wątpię, aby przyszłość cywilizacji zachodniej dało się zamknąć w dualistycznej alternatywie. Prawdziwa perspektywa rozpościera się gdzieś pomiędzy nimi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę