Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2019

Przyszłość rynku pracy

Obserwatorzy rynku zatrudnienia są zgodni, że nadchodzące dekady przyniosą spore przetasowania. Sztuczna inteligencja, algorytmy, nauczanie maszynowe, roboty , to są wszystko realne zagrożenia   - ale też szanse - dla przyszłych miejsc pracy. Wiemy już, że nowoczesne technologie osiągnęły w wielu dziedzinach zdolność wykonywania zadań na podobnym poziomie co człowiek, a w niektórych sytuacjach nawet prześcigają swojego białkowego odpowiednika. Maszyny zajmują się produkcją , prawdopodobnie wkrótce przejmą diagnostykę medyczną, ocenę zdolności kredytowych, obsługę transakcji giełdowych czy przygotowywanie pisma prawniczych . Czynności, które wymieniłem – a jest ich przecież więcej, są już teraz wykonywane sprawniej, taniej i dokładniej przez maszyny, niż przez ludzi . Dla wielu osób jest to sygnał nadciągających zmian. Nieodwracalnych i niszczących. Pesymiści uważają, że będziemy jak konie na początku XX wieku , wszędzie potrzebne i nieodzowne, ale wraz z   rozpowszechnienie

Kranówka? Tylko markowa

Kupowanie butelkowanej wody jest swoistym fenomenem . Oczywiście odpowiednie nawodnienie organizmu jest kluczowe, ale dlaczego chcemy płacić za darmową wodę, którą ktoś – zazwyczaj międzynarodowa korporacja: przeleje w plastik, przewiezie ciężarówką i oryginalnie nam zareklamuje? Specjalnie napisałem o plastikowych butelkach , bo z powodu ogólnoświatowego wzrostu świadomości, postanowiliśmy je uśmiercić – albo chociaż, ograniczyć. A przecież – historycznie rzecz ujmując – to właśnie butelki PET umożliwiły szalony rozwój branży, której wielkość szacuje się obecnie na 130 miliardów dolarów. Tak więc mamy spore zamieszanie: musimy pić wodę, ale nie chcemy tej tańszej z kranu . Z kolei poczucie odpowiedzialności za planetę podpowiada nam, żeby unikać wody w plastikowych butelkach, tym niemniej możemy się oderwać od marek , które ową wodę dostarczają. Coca Cola, Pepsi, Danone czy Nestle doskonale sobie zdają sprawę, że mają lojalnych konsumentów, ale czują ich wahanie . Jeśl

Zmierzch wyższego wykształcenia?

Kiedyś droga do dobrze płatnego stanowiska była prostsza . Wystarczyło skończyć dobrą szkołę średnią, dostać się na uniwersytet , wytrzymać rygor studenckiego życia i otrzymać dyplom , a potem przebierać w ofertach pracy . Oczywiście były bardziej i mniej perspektywiczne kierunki studiów, niektórzy specjaliści bez wyższego wykształcenia zarabiali większe pieniądze, niż absolwenci nawet najbardziej renomowanych uczelni, ale chodzi mi bardziej o wartości średnie dla całej populacji, niż porównywanie przypadków skrajnych. W obecnych czasach, gdy studiowanie stało się bardziej powszechne , a niektórzy pracodawcy nie wyobrażają sobie, aby zatrudnione w ich przedsiębiorstwie sprzątaczki nie władały biegle trzema językami i nie miały skończonych dwóch fakultetów, sprawy nieco się skomplikowały . Spopularyzowanie wyższego wykształcenia powoduje, że studenci, którzy marzą o świetlanej przyszłości – a nie posiadają rodowego majątku, który pomógłby im się utrzymać, czy rodzinnej f

Fabryka monopoli

Softbank , wbrew swojej nazwie, nie jest kolejnym japońskim bankiem. To jeden z najpotężniejszych funduszy – z aktywami przekraczającymi 100 miliardów dolarów - inwestujących w startupy, licząc że któryś z nich stanie się jednorożcem . Wówczas będzie można wyprowadzić spółkę na giełdę, sprzedać akcje, zainkasować sowite zyski i pokryć nimi straty z tysiąca innych inwestycji , które okazały się niewypałami. Gorzej gdy same jednorożce okażą się porażką. Trzeba przyznać, że jak do tej pory Softbank radził sobie wyśmienicie . Dość powiedzieć, że w portfelu ma udziały (między innymi): Ubera (15%), chińskiego konkurenta Ubera – Didi (20%), indyjskiego konkurenta   Ubera – Oli (30%), Alibaby (30%), Slacka (5%) czy Boston Dynamics (85%). Niestety Softbank włożył też sporo pieniędzy w WeWork (4,6 miliarda dolarów, co daje 80% udziałów) i ta decyzja odbija się właśnie – założycielowi, właścicielowi i prezesowi, Masayoshi Sonowi – czkawką . Spółka – druga największa w Japonii (

Szloch miliarderów

Superbogaci obywatele Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych zaczynają się bać o przyszłość . Swoją, swojego potomstwa i zgromadzonych majątków. Nie, to nie kwestia nieodwracalnych zmian klimatycznych. Nie ma też mowy o lękach egzystencjalnych, typowych dla osób, które stać na wszystko i wszystko osiągnęły, a cały pytają o sens życia. Po prostu, do władzy w obu krajach pchają się krwiożercze – dobra, przesadziłem – majątkożercze bestie . Odpowiednio - politycy Partii Pracy i Demokraci . Nagle – po obu stronach Oceanu – stało się modne mówić, że miliardowe majątki nie powinny istnieć. W Wielkiej Brytanii bogaci są gotowi – dosłownie, cytując Guardiana – do natychmiastowego opuszczenia kraju, jeśli w wyniku grudniowych wyborów premierem zostanie lider labourzystów, Jeremy Corbyn. Dlaczego liczne grono brytyjskich obywateli jest gotowe wybrać się na przymusową emigrację? Partia Pracy przedstawiła na początku listopada zarys programu wyborczego , który zakłada – międ

BDP po kalifornijsku

W kalifornijskim mieście Stockton, trwa półtoraroczny program, zwany eksperymentem z Bezwarunkowym Dochodem Podstawowym (BDP). Jest nim objęte 125 osób, które otrzymują po 500 dolarów miesięcznie . Inicjatywa jest w pełni finansowana ze środków prywatnych . Badanie jest bardzo ciekawy w kontekście wyboru kandydata do wyścigu prezydenckiego w 2020 roku z ramienia Demokratów . W kręgu pretendentów dwoje najbardziej się liczących – senatorowie Elizabeth Warren oraz Bernie Sanders – są zwolennikami BDP , ale mówią o nim ciągle w czasie przyszłym. Z kolei ich partyjny kolega – Andrew Yang – otwarcie deklaruje wprowadzenie BDP w wysokości 1000 dolarów miesięcznie dla każdego pełnoletniego Amerykanina, gdy zostanie wybrany na prezydenta. Osobiście bardzo cieszę się, że koncepcja BDP wchodzi do poważnej debaty publicznej i staje się rozwiązaniem możliwym do osiągnięcia. Jednak w przypadku wspomnianego wyżej Stockton, trzeba powiedzieć jasno, że mamy do czynienia jedynie z ekspe

Patriotyzm konsumenta

Patriotyzm konsumencki w zglobalizowanym świecie miał być zjawiskiem wysłanym do lamusa . Tymczasem nowa fala izolacjonizm podsycana, miedzy innymi, przez wojnę handlową Waszyngtonu z Pekinem, zmienia punkt widzenia kupujących . Skoro nasze produkty są tak samo dobre , jak zagraniczne, to może nie warto wspierać własnymi pieniędzmi cudzej gospodarki ? W dawnych czasach – starsi czytelnicy może pamiętają - produkty posiadające etykiety „made in USA” albo „made in Germany” stanowiły markę samą w sobie . Synonim doskonałego wykonania,   niezawodności, czasem długowieczności. Z kolei towary z Chin, Korei czy Tajwanu, były raczej kojarzone z tanim szmelcem, zawodnością i podróbkami. Cóż, globalizacja i przeniesienie centrów produkcyjnych na daleki Wschód zmieniły perspektywę. Powoli przyzwyczailiśmy się do ubrań „made in China” . Dziś, w wielu przypadkach, Zachodowi trudno dziś nadążyć za nowinkami technologicznymi chińskiej czy koreańskiej elektroniki . Tak więc, zdołaliśmy się