Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Indyjski chaos walutowy

Wygrywając półtora roku temu wybory premier Narendra Modi obiecywał nowe otwarcie i skok cywilizacyjny Indii. Planowano wprowadzenie Indii w erę cyfrową, co pomogłoby w ograniczeniu ubóstwa i rozwarstwienia społecznego. Postawiono na: modernizację kraju, uporządkowanie systemu prawnego, ułatwienia dla biznesu (szczególnie startupów), reformę i usprawnienie edukacji oraz rynku pracy. Zapowiedź gwałtownego przyspieszenia wywołała entuzjazm społeczny, który dał reformatorom spory kredyt zaufania. Jednak ostatnie decyzje rządu z New Delhi mogą poważnie nadszarpnąć wiarą wyborców. Wieczorem ósmego listopada, premier Indii – Narendra Modi – ogłosił, że dwa banknoty 500 i 1000 rupi (odpowiednio: około 30 i 60 złotych), stanowiące 86% wszystkich środków pieniężnych będących w obrocie , stracą swoją ważność wraz z końcem doby . Jak podkreślił szef rządu w orędziu do narodu, decyzja o likwidacji była podyktowana uderzeniem w element antynarodowy i antyspołeczny, który gromadzi brudne pieniądz

Cienie nad Czarnym Lądem

Afryka, mimo że wewnętrznie zróżnicowana, jest przez światowe media przedstawiana jako monument. To zaskakujące, że 54 państwa, rozrzucone na gigantycznym kontynencie, mogą być postrzegane jako jeden organizm. Tymczasem konkretne kraje przeżywają swoje własne dramaty. Nigeria – największa gospodarka kontynentu – zmaga się z recesją. Etiopia jest zagrożona wojną domową. Z kolei Republika Południowej Afryki boryka się szerokimi protestami, dotyczącymi nierówności wynagrodzeń i - prawdopodobnie - rząd w Pretorii będzie zmuszony do wprowadzenia krajowej płacy minimalnej. Trzy niezależne od siebie incydenty, w trzech krańcach Czarnego Lądu, a jednak w zachodnich mediach od razu są uogólniane do kontynentu jako całości. Ciekawe spojrzenie na Afrykę proponuje reporterka Quartza, Lily Kou, zestawiając same tytuły raportów z kilkunastu ostatnich lat. Jeszcze na początku XXI wieku, The Economist pisał o „Kontynencie Beznadziei”. Dekadę później pojawiła publikacja - tym razem - pod hasłem „Afry

Made in USA czyli dobra zmiana w Ameryce

Prezydent-elekt Donald Trump jeszcze nie objął formalnie rządów, a już największe amerykańskie korporacje rozważają przeniesienie produkcji do Stanów Zjednoczonych.  W trakcie licznych wieców wyborczych, kandydat Republikanów do Białego Domu, wielokrotnie wytykał największym koncernom, że produkujące w Chinach, zabierają miejsca pracy Amerykanom. Z pozoru nieistotna wiadomość podana w połowie listopada przez Nikkei Asian Review może mieć dalekosiężne skutki. Według agencji prasowej Apple rozmawia ze swoimi tajwańskimi podwykonawcami, Hon Hai Precision Industry (znany jako Foxconn) oraz Pegatronem. Rozważana jest możliwość przeniesienia produkcji flagowych iPhone’ów do Stanów Zjednoczonych. Obie montownie - odpowiedzialne za składanie ponad 200 milionów sztuk telefonów z nadgryzionym jabłkiem rocznie – poważnie zastanawiają się nad odpowiedzią. Era offshoringu Pod koniec XX wieku, w latach 80-tych, rozpoczęło się masowe przenoszenie amerykańskich fabryk do Azji. Koszty produkcji był

Prezesi na gigancie

Bloomberg właśnie uzupełnił prowadzony przesz siebie Światowy Indeks Zarobków Prezesów. Jego wartości są nieco umowne, gdyż do zestawienia wybierane są jedynie uposażenia prezesów największych spółek giełdowych z danych krajów, ale ogólny przekaz pozostaje niezmieniony: jeśli już pastować jakieś stanowisko w korporacji, to najbardziej się opłaca być jej dyrektorem zarządzającym. Bez dwóch zdań najlepiej jest być prezesem amerykańskim. Średnia zarobków dyrektorów zarządzających spółek z listy S&P500 wynosi blisko 17 milionów. Być może, niektórzy spodziewali się bardziej okazałych liczb, ale warto zwrócić uwagę jak bardzo Stany Zjednoczone deklasują resztę stawki. Następni na liście prezesi ze: Szwajcarii, Wielkiej Brytanii czy Kanady mają pakiety wynagrodzeń niemal o połowę niższe – odpowiednio: 10,6 miliona, 9,6 miliona i 9,3 miliona. Zestawienie obejmuje również naszych, rodzimych dyrektorów zarządzających ze spółek notowanych w WIGu 20 (tak więc nie jest to byt liczna próba ).

Synowie i córki

Działanie na rynku chińskim, poza tym, że intratne, jest ciężkim kawałkiem chleba. Przekonał się o tym ostatnio bank JPMorgan Chase, który musi zapłacić 130 milionów kary za to, iż zbyt mocno dbał o własne interesy w Państwie Środka. Dla zaistniałej sytuacji można używać wielkich słów jak: korupcja , ale przecież powszechnie wiadomo, że najlepszym sposobem na zapewnienie sobie przychylnego werdyktu urzędu czy komisji jest zatrudnienie w swojej spółce rodziny decydenta. Zaś fakt, że w ten sposób gwałci się postanowienia Komisji Giełd i Papierów Wartościowych (SEC) świadczy jedynie o nieżyciowości przepisów. Znani ze skrupulatności pracownicy banku inwestycyjnego JPMC prowadzili nawet specjalny arkusz kalkulacyjny, w którym uwzględniali wszystkie korzyści świadczone chińskim dygnitarzom i ich rodzinom. Jak należy domniemywać jedynie po to, aby nie urazić nikogo ważnego brakiem należytej atencji lub nie naskakiwać mu kilkukrotnie przed podjęciem ważnej dla instytucji decyzji. Niestety

Miliard dla Afryki

Świat zachodni staje się coraz bardziej hermetyczny. Napływ uchodźców i imigrantów oraz zamachy w europejskich metropoliach sprzyjają nastrojom izolacjonistycznym. Niestety zamknięcie się i odgrodzenie od problemów świata zewnętrznego wielkim murem z zasiekami jest rozwiązaniem tymczasowym. Można na nim zyskać trochę czasu, ale nie da się powstrzymać fali na stałe. Potrzeba działań doraźnych. Na wyprzedzenie. Niemiecki rząd jest gotowy inwestować miliardy euro w krajach afrykańskich, aby ograniczyć migrację do Europy. Jak zakłada Ministerstwo Rozwoju ma to być nowy „plan Marshallla dla Afryki. Odniesienie do programu pomocowego, którym Amerykanie dźwignęli gospodarki zachodnioeuropejskie po kataklizmie II Wojnie Światowej, jest jak najbardziej na miejscu. Gerd Muller, niemiecki minister rozwoju, przekonywał dziennikarkę Reutersa – Andree Shalal, że gdy młodzi mieszkańcy Afryki otrzymają szansę na znalezienie dobrej, perspektywicznej pracy w swoich krajach nie będą chętni do emigracj

Prezydent Donald Trump

Odczytuję wybór Donalda Trumpa jako krzyk sprzeciwu. Do tej pory w Ameryce wszyscy byli urzędowo zadowoleni. Na pytanie „How are you today?” odpowiada się “Fine” i serwuje uśmiech. Tylko, że sytuacja ekonomiczna obywateli staje się coraz gorsza. Mniej miejsc pracy, a coraz popularniejsze zajęcia dorywcze nie gwarantują stałości zatrudnienia, ani zarobków. Przyzwyczailiśmy się patrzeć na krajową gospodarkę przez pryzmat najróżniejszych wskaźników: PKB, bezrobocie, inflacja. Umówiliśmy się, że pewna korelacja wzrostów i spadków określonych indeksów świadczy o dobrym stanie ekonomii. Z tej perspektywy Stany Zjednoczone są w świetnym stanie. Otrząsnęły się z Wielkiej Recesji i mają przed sobą świetlaną przyszłość. Ale to nie prawda. American dream już nie działa. Tu nie chodzi o posiadanie biura na Manhattanie i apartamentu z widokiem na Central Park. Ludzie pragną domku na przedmieściu, dwóch samochodów i pracy – najlepiej jednego członka rodziny, która zapewni spokojny żywot. Ci bardz

Jak daleko sięgnie rozrywka?

Wydaje mi się, że październikowy wywiad z prezesem Netflixa, Reedem Hastingiem, dla Wall Street Journal, przeszedł zupełnie bez echa, a tymczasem można znaleźć w nim kilka naprawdę ciekawych smaczków. Przede wszystkim pan Hasting – z gracją godną rynkowego monopolisty – oświadczył, że jego serwis konkuruje o czas widza nie tylko z serwisami internetowymi (jak YouTube) czy tradycyjną telewizją, ale też czytaniem książek, przesiadywaniem na portalach społecznościowych czy graniu na komputerach lub konsolach. Pomysł, aby Netflix stał się synonimem rozrywki, to ambitny cel. Coś na miarę idea Elona Muska, aby skolonizować Marsa. „Śnijmy z rozmachem” – jak powiedział Tom Hardy w „Incepcji”, sięgając po wyrzutnię rakiet. Zresztą porównanie Muska i Hastinga nie jest – wbrew pozorom – bezpodstawne. Obaj twierdzą, że żyjemy w Matrixie. Ale po kolei. Nie można odmówić prezesowi Netlixa racji, że świat domowej rozrywki przeżywa boom i zmienia swój charakter. Korporacja Hastingsa przeobraziła kon

Wielka Brytania próbuje usunąć Ubera z rynku

Działalność Ubera, jako sztandarowego projektu, tak zwanej ekonomii dzielenia się, jest bacznie obserwowana. W zeszłym tygodniu dziennikarka Guardiana, Hilary Osborne, prześwietliła funkcjonowanie firmy w Zjednoczonym Królestwie, po tym jak brytyjski sąd pracy orzekł w przełomowym procesie, iż kierowcy Ubera nie mogą być traktowani jako samozatrudnieni, ale jako pracownicy spółki. Wyrok sądu będzie miał olbrzymi wpływ na dalszą aktywność spółki rodem z San Francisco na Wyspach. Korporacja powinna bowiem wyrównać zarobki swoich pracowników do poziomu minimalnej krajowej (jeśli nie udało im się jej uzyskać). Co więcej w grę wchodzi opłacenie urlopów, chorobowego, emerytur oraz innych nabytych praw pracowniczych, dla – bagatela – około 40 000 kierowców, którzy świadczą usługi w imieniu Ubera. To wielki cios dla spółki, mogący wywrócić jej działalność do góry nogami. Póki co rzecznik brytyjskiego oddziału zapowiada odwołanie się od orzeczenia. Uznanie apelacji może być jedynym sposobem n