Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2016

Miraże, prowadzące na manowce

Gdy pada pytanie o to, czy mamy zamiar kupować produkty wytwarzane w swoim kraju, często bezrefleksyjnie zapewniamy, że „oczywiście, tak”, lub przynajmniej „tak” . Na przykład robi tak aż 75% Amerykanów (dane za 2015 rok). Badanie zrobione ostatnio przez Pew (opublikowane w grudniu) pokazuje, że aż 53% Amerykanów uważa, że ważne jest aby wspierać te przedsiębiorstwa, które dobrze traktują swoich pracowników. Chodzi o warunki pracy oraz rzetelne zarobki. Deklaracje są oczywiście bardzo ważne . Problem pojawia się gdy przychodzi do płacenia. Nie trzeba nikomu uświadamiać, że jeśli mówimy o gospodarkach zachodnich, a produkt ma być a) narodowy i b) warunki pracy i płacy mają być dobre, to oznacza, że jego cena będzie wyższa niż podobnego wyrobu, wytworzonego w Azji. Gdy więc pada pytanie, czy konsumenci byliby gotowi płacić więcej, okazuje się, że niespecjalnie . Tylko 28% respondentów uważa, że lepsze warunki pracy usprawiedliwiają wyższą cenę finalną towaru. Przeciwnego zdania jest 6

Pokolenie Y nie chce elastyczności

Według wiedzy potocznej, młodzi pracownicy – z pokolenia tak zwanych millennialsów (piękna nazwa o głęboko słowiańskim rodowodzie) – bardziej sobie cenią elastyczność pracy, niż wysokość zarobków czy zdobywanie kolejnych szczebli kariery . Istnieją analizy, które wyraźnie pokazują, że jak w przypadku każdej obiegowej opinii prawda leży zupełnie gdzie indziej. Wytłuszczone powyżej zdanie pochodzi z raportu Pwc z 2011 roku. Jak udało się dojść do takiej konstatacji? Kluczowe okazało się pytanie o korzyści, które zatrudniony chciałby otrzymać od pracodawcy? Większość wskazała na rozwój własny i elastyczny czas pracy. Problem polega na tym, że wśród zakładanych odpowiedzi nie poruszono kwestii wysokości płac. Z kolei kilka pytań dalej badani mieli odpowiedzieć czym kierują się przy wyborze pracodawcy. 44% odpowiedziało, że konkurencyjnymi zarobkami, a tylko 21% - elastycznym czasem pracy. Czyli wiele hałasu o nic. Pokolenie Y jest takie samo jak poprzednie - liczy się: kasa, kasa i jeszc

Podatkiem w prezesów

Portland, w stanie Oregon, skupiło niedawno uwagę światowych mediów. W zeszłą środę, 8ego grudnia, rada miejska przegłosowała nowe przepisy podatkowe. Na ich mocy, każde działające w mieście przedsiębiorstwa, których prezesi zarabiają więcej niż 100 krotność mediany zarobków pracowników, będą płacić wyższą daninę fiskusowi . W ten sposób skromne Portland staje w pierwszym szeregu krucjaty, mającej na celu zmniejszenie amerykańskich nierówności. Jest też jedynym – póki co - miastem w Stanach Zjednoczonych, które nałożyło podatki na zarobki dyrektorów zarządzających . Kwestia rosnącej nierówności stała się jednym z głównych tematów amerykańskich debat ekonomicznych. Jest to pokłosie Wielkiej Recesji, która odcisnęła mocne piętno na wrażliwości społecznej obywateli Stanów Zjednoczonych. Objawia się ono miedzy innymi wzmożoną aktywnością ruchów pracowniczych, które żądają podwyższenia minimalnej stawki godzinowej do 15 dolarów. Można powiedzieć, że włodarze Portland przeczytali dzieło Th

Przetrwanie najbogatszych

Dwa lata temu, w listopadzie 2014 roku, pracownik firmy konsultingowej PwC Antoine Deltour i oraz jego współpracownik - Raphael Halet - opublikowali ponad 300 poufnych dokumentów finansowych, zawierających decyzje podatkowe luksemburskich władz fiskalnych, umożliwiających dużym międzynarodowym korporacjom na znaczące obniżenie swoich zobowiązań wobec skarbu państwa, niekiedy ustalając wysokość podatków poniżej 1% . Skandal – okrzyknięty mianem LuxLeaks – miał być przełomem w walce organizacji pozarządowych z tworzeniem podwójnych standardów podatkowych przez kraje członkowskie Unii, osobnych dla swoich obywateli i rodzimych przedsiębiorstw oraz mniej restrykcyjnych dla transnarodowych koncernów. Fala oburzenia przeminęła, dwaj informatorzy dostali kary więzienia (w zawieszeniu) oraz symboliczne grzywny za złamanie tajemnicy zawodowej, a karuzela podatkowa kręci się w najlepsze. Sprawozdanie europejskich obywatelskich organizacji społecznych, między innymi polskiego Instytutu Global

Brexit: Na twrdo czy na miękko?

Obecność Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej daje jej oczywiste zyski w postaci dostępu do olbrzymiego wspólnotowego rynku. Jednak, aby móc korzystać z przywileju, konieczne jest zaaprobowanie nadrzędności prawa UE. Co istotne, gdyby Zjednoczone Królestwo opuściło szeregi Wspólnoty i wybrało rolę podobną do obecnego statusu Norwegii - nawet wówczas wymagałoby to zaakceptowania większości przepisów Unii. Całkowite odcięcie się od jurysdykcji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, oznaczałoby opcję „hard Brexit” i skutkowałoby zamknięciem wspólnego rynku przed firmami brytyjskimi. Póki co pohukiwania dochodzące z Downing Street sugerują, że Wielka Brytania zmierza w tym kierunku. Jednak istnieją pewne przesłanki, mówiące o tym, że faktyczne działania rządu idą w bardziej miękką stronę, niż sugeruje to wojenna retoryka. Od roku 2012 Unia pracuje nad wprowadzeniem wspólnego dla wszystkich krajów członkowskich systemu patentowego. Osią reformy jest utworzenie Jednolitego Sądu Patent

2 220, 71 560, 744 400

Tytułem wstępu, tajemnicze liczby powyżej to nie numer, pod który dzwonił E.T., aby wrócić do domu, ani wykradzione z tajnego raportu MON namiary na miejsce ukrycia Złotego Pociągu. To kwoty wyrażone w dolarach, które wyznaczają skalę nierówności. Nawiązując do Światowego Raportu Bogactwa , publikowanego corocznie przez bank Credit Suisse , wystarczy posiadać równowartość 2 220 dolarów (w gotówce, papierach wartościowych lub majątku trwałym, z wyłączeniem długów), aby być bogatszym od połowy ludzi , którzy zaludniają naszą planetę. Gdyby jakimś przypadkiem okazało się, że saldo waszych aktywów zamykało się kwotą 71 560 dolarów , wówczas należycie do elitarnych 10% najbogatszych osób. Ale już rząd wielkości wyżej – od 744 400 dolarów – zaczyna się mityczna granica 1% najbardziej majętnych obywateli globu. Progi bogactwa, który wyznaczył Credit Suisse, są liczone od majątku gospodarstwa domowego, a nie jego dochodów. Z tego założenia wynikają pewne uproszczenia, które mogą wypacza

Czytanie ze zrozumieniem

Informacja, która obiegła internet kilka dni temu brzmiała tak: według badań Uniwersytetu Stanforda 82% amerykańskich gimnazjalistów nie jest w stanie odróżnić wiadomości od artykułu sponsorowanego . Następnie posypały się liczne analizy i komentarze narzekające na stan umysłowy młodego pokolenia, niedociągnięcia systemu edukacji czy ogólne ogłupienie społeczeństwa w dobie dominacji mediów społecznościowych. Tymczasem zadanie postawione przed uczniami oraz studentami nie było łatwe . Musieli oni ocenić wiarygodność wiadomości udostępnionych na Twitterze oraz określić czy zamieszczone na portalu społecznościowym zdjęcie jest prawdziwe. Część zamieszczonych informacji była stronnicza, inne wprowadzały w błąd, niektóre były dobrze zakamuflowanymi reklamami. Okazało się, że 2/3 gimnazjalistów nie potrafiło wychwycić stronniczości postu napisanego przez pracownika bankowego, który pod pozorem udzielania porady sprzedaje usługi finansowe. Z kolei 40% licealistów, bez sprawdzania źródła poc

Cukier nową nikotyną

Niby cukier krzepi , ale zależy jaką jego ilość przyswajamy dziennie. Od pewnego poziomu dalsze dodawanie - przez węglowodany - wigoru okazuje się destrukcyjne dla organizmu. Dobrym pomysłem byłoby samoograniczenie spożycia. Problem polega na tym, że cukier jest niemal w każdym przetworzonym produkcie żywnościowym i trudno go wyeliminować, a poza tym nie oszukujmy się ... jest naprawdę smaczny. Reasumując producenci nie usuną cukru ze składu sami z siebie, bo jedzenie będzie mniej smaczne dla nas, konsumentów. A my nie wyeliminujemy go z diety, bo jesteśmy od niego uzależnieni – i nie mówię tu oczywiście o tytanach silnej woli, którzy jak postanowią, to się nie złamią. Żeby sprawa ograniczenia spożycia węglowodanów ruszyła z miejsca trzeba działać odgórnie. W tym duchu niektóre hrabstwa w Kalifornii, Kolorado i Illinois wprowadzają podatek od sprzedaży słodzonych napojów bąbelkowych, tak zwany soda tax . Wysokość: 1 cent za 1 uncję cukru (28 gramów) w produkcie. Radość zwolenników z