Czym jest sharing economy?

Nowy model gospodarki cyfrowej obiecuje elastyczne zatrudnienie w dowolnie kształtowanym wymiarze czasu. Można wówczas łatwo pogodzić godziny pracy z obowiązkami domowymi czy czasem wolnym, bez konieczności wysiadywania w biurze. Nowy model pracy ma też przynieść dodatkowe zarobki, które w istotny sposób wspomogą rodzinny budżet. 
Gdy używa się pojęcia ekonomii dzielenia się (ang. sharing economy) zazwyczaj mamy na myśli przedsięwzięcia jak: Uber, Lynx, Airbnb, Seamless, TaskRabbit czy Turo. Jednak wrzucanie ich do jednego worka jest mylące.
Zarówno Uber, jak i Airbnb to wygodne serwisy internetowe, umożliwiające bezpośredni kontakt klienta z usługodawcą - kierowcą lub wynajmującym mieszkanie. W obu przypadkach świadczeniodawca sam jest sobie szefem, a platforma usługowa obiecuje mu dodatkowe pieniądze.

Nowy model cyfrowej gospodarki nie różni się, w swych fundamentach od klasycznych założeń ekonomii, nadal obowiązuje w nim podział na dochody z kapitału i pracy. Wynajmujący swoje nieruchomości w ramach Airbnb czy samochód – w Turo, właściciel otrzymuje dodatkowy dochód z majątku. W przypadku TaskRabbit’a czy Ubera chętni zgłaszają się do pracy, najczęściej w celu podreperowania domowych budżetów.

 JPMorgan Chase Institute, think tank działający w ramach banku, zrobił badanie na grupie 260 000 klientów, którzy otrzymali płatności z przynajmniej jednej z 30-tu platform internetowych od października 2012 do września 2015. Według analizy okazało się, że z zalet gospodarki dzielenia się korzystają głównie ludzi młodzi, w wieku 25-35 lat. Mediana miesięcznych zarobków osób, które wykorzystują majątek jest znacznie wyższa - 3 218 dolarów – od „sprzedających usługi” – 2 514 dolarów. Dla porównania mediana dochodów miesięcznych dla klienta banku JPM wynosi 2 837 dolarów (milion osób, łącznię z tymi, którzy nie czerpią zysków z platform sharingowych).
Jak wynika ze szczątkowych danych, osoby które mają przewagę w postaci majątku, którym mogą się dzielić, dominują również w nowej, cyfrowej wersji gospodarki. Ludzie bez nieruchomości czy samochodu do wynajęcia, muszą sami szukać usług, które mogliby wykonywać, jednak ich dochody z pracy są znacznie niższe.

Największą obietnicą nowej wersji gospodarki było uwolnienie od rutyny pracy na etacie, swobodny dobór czasu pracy oraz dodatkowe dochody, które pomogą stanąć na nogi. Uber zachwalał swoją platformę twierdząc, że stanowi ważne źródło pieniędzy, dla tych którzy lubią i jeżdżą samochodem. Z kolei Airbnb nazywało siebie deską ratunku dla rodzin z klasy średniej. Badanie JPMorgan potwierdza, że obie platformy pomagają przetrwać niestabilność dochodów.

Jednak podstawowe założenie gospodarki opartej na dzieleniu się – zmniejszenie nierówności zarobków raczej się nie spełni. Ci którzy już posiadają majątek, będą się bogacić szybciej. Zyski z kapitału – jak twierdzi Thomas Piketty – zawsze będą przewyższały dochody z pracy. Nie ma możliwości, aby dzielenie się mogło w jakiś sposób zmienić obowiązujące trendy.
Ubocznym skutkiem działania platform sharingowych może być za to zmiana postaw konsumpcyjnych dużej części społeczeństwa. Na przykład w dużych aglomeracjach, o dobrze rozwiniętej sieci transportu publicznego, nie ma potrzeby codziennego korzystania z samochodów. Pomysł ma współdzielenie pojazdu - tylko po to, aby wyjechać na większe zakupy czy wakacje – może uderzyć w przemysł motoryzacyjny. Już teraz sieci hotelowe - nie bez obaw - obserwują stale rosnące udziały Airbnb.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę