Gdzie leżą granice korporacji?

Krajobrazy Georgii są częstym tłem dla amerykańskich filmowych superprodukcji. Nie chodzi oczywiście jedynie o unikalną przyrodę czy niezapomniane widoki. Sprawa jest dużo bardziej prozaiczna - stanowe zachęty podatkowe. Dzięki nim Atlanta jest obecnie kwitnącym centrum branży produkcji filmowej. 
Wszystko może się jednak zmienić za sprawą ustawy o „wolności religijnej” forsowanej przez republikańskiego gubernatora Nathana Deala. Nowe prawo zakłada przyznanie szerokich swobód w szerzeniu przekonań religijnych dla tak zwanych organizacji wiary, czyli kościołom, wspólnotom modlitewnym, szkołom religijnym i tym podobnym.

Dokument gwarantuje swobodę wiary, uniemożliwia zmuszenie do pracy w dni, które wspólnota uznaje za ważne (np. soboty, niedziele czy święta). Pozwala im miedzy innymi na odmowę lub zerwanie podpisanej umowy wynajmu lokalu, jeśli okaże się, że najemca nie podziela przekonań wspólnoty. Z pozoru łagodna legislacja przybiera jednak nieco groźniejsze formy, gdy organizacja wiary może odmówić zatrudnienia lub przedłużenia kontraktu z osobą, która nie tylko nie podziela, ale również jest obojętną wobec światopoglądu zrzeszenia. Wydawało się, że zdobyczą humanizmu było właśnie pomijanie różnić w poglądach czy wierzeniach przy zatrudnianiu na konkretne stanowiska.

Ustawodawcy z Georgii poszli nawet kawałek dalej, dając szansę grupom wyznaniowym do odmowy świadczenia usług osobom, które mogą być podejrzane o odmienny światopogląd. Jest to sytuacja bardzo podobna do rodzimej klauzuli sumienia, która pozwala aptekarzowi na odmowę wydania leku. Łatwo sobie wyobrazić restaurację działająca przy domu pielgrzymkowym, która mogłaby odmówić posiłku gejom czy hotelik prowadzony przez stowarzyszenie zakonne – noclegu parze niebędącej małżeństwem. Wszystko pod szyldem szerzenia przekonań religijnych.
Proponowana ustawa dawałaby szansę na odmowę rejestracji przez stanowe organy małżeństw osób tej samej płci. To że powyższe obawy nie są przesadzone może świadczyć protest środowisk LGTB.

Nieoczekiwanie, ofensywę przeciwko ustawie o „wolności religijnej” wsparły koncerny medialne: Disney i jej spółka zależna Marvel Entertainment. Rzecznik prasowy Disneya, w komunikacie opublikowanym w Variety, zagroził, że pomimo wspaniałych doświadczeń ze współpracy ze stanem Georgii, w razie uprawomocnienia się ustawy o swobodach religijnych, koncern rozważy przeniesienie swojej działalności filmowej i produkcyjnej w inne miejsce.
Georgia to bardzo ważny punkt na mapie Disneya. Nieopodal Atlanty mieszczą się Pinewood Studios, gdzie niedawno zakończono montaż filmu „Kapitan Ameryka: Wojna Domowa”, a obecnie trwają prace nad drugą częścią „Strażników Galaktyki”.

Gubernator Deal jeszcze nie zdecydował czy przegłosowana ustawa zostanie przez niego podpisana. Pod presją protestów zaznaczył on jedynie, że Georgia nie ma zamiaru ograniczać postawień Sądu Najwyższego w sprawie małżeństw osób tej samej płci. Deal wyraził tylko wsparcie dla idei wolności przekonań, ale zapowiedział, że chce mieć czas na podjęcie decyzji. Autograf gubernatora może zakończyć historię Atlanty – Hollywoodu Południa i być bardzo kosztowny dla stanu.

W tym miejscu nie sposób zastanowić się nad nową rolą korporacji, jaką pełni w całej sprawie Disney i Marvel. Obie firmy czerpią korzyści z regulacji podatkowych Georgii, ale postanawiają zabrać głos w sprawie legislacji stanowych.
Być może presja środowisk, zaniepokojonych kierunkiem zmian prawa regulowanych paragrafami ustawy o wolności religijnej, skłoniła prezesów do wywarcia presji ekonomicznej.

Nie będę rozstrzygał zasadności wprowadzanych rozwiązań prawnych. Widać wyraźnie, że nie tylko w Polsce znajdują się u władzy ludzie, którzy boją się iż zmiany światopoglądowe mogą zagrażać integralności religijnej społeczeństwa.

Protesty środowisk LGTB czy jakiejkolwiek grupy mieszkańców stanu przeciwko niekorzystnym ustawom są zrozumiałe. Jaka jest rola korporacji w proteście o sprawach światopoglądowych?

Oczywiście to Ameryka i korporacje nie raz pokazywały, że są w stanie wpłynąć na polityków i ustanawiane prawo. Szefowie największych amerykańskich banków w 2008 roku, nie bali się zmusić polityków do sięgania do kieszeni podatników, aby ratować ich instytucje – zbyt wielkie by upaść. 
W wielu przypadkach przedsiębiorcy powinni patrzeć politykom na ręce i urabiać ich gdy prawo może zagrażać interesom. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić polityków-samobójców, którzy próbują rzucać kłody pod nogi biznesowi, zmuszając do likwidacji miejsc pracy, przenoszenia działalności i zmniejszania wpływów podatkowych.

Tylko, że sprawa Disneya w Georgii ma trochę inny wymiar. Ustawa o swobodzie religijnej nie narusza interesów korporacji i ma się nijak do jej działalności. W momencie gdy przedsiębiorstwa zaczną się bawić w rozstrzyganie sporów światopoglądowych zaczniemy stąpać po cienkim lodzie. Siła rażenia i wpływy korporacji na decydentów sceny politycznej są daleko większe niż grupa obywateli, pikietująca budynki publiczne.
Pytanie tylko czy jesteśmy gotowi scedować na korporacje ochronę naszych swobód obywatelskich i jak będziemy – jako społeczeństwo – rozliczać je z tej misji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę