Poziom nierówności? 373 do 1

Prezes Google’a Sundar Pichai otrzymał w tym roku hojną podwyżkę – 199 milionów dolarów w akacjach – wynika z danych Amerykańskiej Komisji Giełdy i Papierów Wartościowych. W ten sposób został on najwyżej opłacanym dyrektorem zaradzającym w Stanach Zjednoczonych. Trzeba przyznać, że po ciężkiej końcówce roku i fatalnym styczniowym starcie na giełdowych parkietach, jest to wiadomość bardzo zaskakująca dla wielu inwestorów.

Wynagrodzenia prezesów rosną w zastraszającym tempie od trzech dekad. Jeszcze na początku lat 80-tych, większość brytyjskich dyrektorów zarządzających zarabiało 15-toktortność wynagrodzenia przeciętnego pracownika. Pod koniec dekady stosunek zarobków wynosił już 47 do 1, a w roku 2014 – 183 do 1.
W przypadku amerykańskich spółek, notowanych w ramach S&P 500, rozpiętość wynagrodzeń była jeszcze wyższa. Przeciętna pensja prezesa wynosiła 13,5 miliona dolarów, statystycznego pracownika – 36 tysięcy. Stosunek zarobków: 373 do 1.

W pierwotnej koncepcji zarobki kadry zarządzającej miały rosnąć wraz ze wzrostem wartości i wyników finansowych firmy. Intencją było zmuszenie prezesów, aby swoimi działaniami podnosili wydajność spółki. Obligowanie menadżerów, żeby byli wynagradzani wyżej wraz ze zwiększeniem zysków dla właścicieli mogło być słuszną koncepcją. Rzeczywistość jest taka, że wzrost wynagrodzeń prezesów na stałe prześcignęły ich wydajność, mierzoną przychodami i zyskami.

Typowy pakiet z wynagrodzeniem prezesa zawiera: wynagrodzenie zasadnicze, premię roczną oraz zachętę w postaci akcji lub opcji na akcje, która ma spełniać rolę długoterminowego planu motywacyjnego lub krótkoterminowych nagród za wyjątkowe osiągnięcia. To właśnie dodatkowe korzyści z bycia prezesem w postaci papierów wartościowych są obarczane winą za drastycznie rosnące płace kadry zarządzającej. Podobne pakiety udziałów nie są przyznawane szeregowym pracownikom.

Pomysł, aby zmusić spółki do publikowania stosunku płacy prezesa w stosunku do zarobków przeciętnego pracownika, padł podczas ostatniego przemówienia lidera Partii Pracy, Jeremy’ego Corbyna. Zdaniem przewodniczącego miałoby to jaskrawiej zaznaczać problem nierówności i rozwarstwienia. Brytyjskie spółki są już teraz zobligowane do ogłaszania wielkości zarobków najwyższej kadry w stosunku do płacy pracowników, ale nie muszą wspominać o wysokości długoterminowych bodźców płacowych, co w dużej mierze zniekształca obraz dysproporcji. Dużo dalej poszła Komisja Giełd i Papierów Wartościowych (SEC), główny regulator Wall Street, która przegłosowała, że obowiązek publikacji stosunku płac kadry zarządzającej i statystycznego pracownika, będzie dotyczył większości spółek notowanych publicznie od 2017 roku.

Niektórzy komentatorzy uzasadniają, że wysokie wynagrodzenia kadry zarządzającej są związane z jej wysokimi kwalifikacjami oraz ponadprzeciętnymi wysiłkami, mającymi na celu zapewnienie sukcesu kierowanym przez nich spółkom.
Problem polega na tym, że nie potwierdzają tego żadne twarde dane, ani jakiekolwiek badania.
Umiejętności prezesa okazały się być kluczowe, aby przekonać zarządy spółek, niezależne komitety kosztowe oraz konsultantów do spraw wynagrodzeń, o celowości podnoszenia zarobków. W przeciwieństwie do zwalniającej gospodarki czy spadków na giełdach, wynagrodzenia kadry zarządzającej ciągle rosną.

Publikowanie stosunku zarobków ma – według opinii badaczy akademickich – wywrzeć zewnętrzną presję na prezesach, którzy – w obecnej sytuacji - mogą w dowolny sposób windować zarobki, bez oglądania się na bieżącą kondycję finansową firmy czy jej notowania na giełdzie. Pomysł jest być może i ciekawy, ale raczej niewykonalny. Grupy nacisku – nawet tak aktywne jak Occupy Wall Street – nie są w stanie na dłużej skupić uwagi opinii publicznej, a więc i pełnić funkcji kontrolnej.
Sama świadomość mechanizmów tworzenia się bajecznych fortun prezesów jest bardzo istotna. Dobrze byłoby gdyby miliony Amerykanów, którzy przez swoje programy emerytalne są pośrednio właścicielami spółek, wypłacających bajońskie pensje kadrom zarządzającym, wiedziały o tych zależnościach. To mogłoby na dłużej przykuć ich uwagę.
Konkretnych działań należałoby oczekiwać ze strony władz, które mogłyby ograniczyć wzrost wynagrodzeń odpowiednimi instrumentami fiskalnymi – jak za czasów Eisenhowera.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę