Amerykański sen, to już tylko drzemka

Odsetek osób, które zarabiają dzięki ekonomi dzielenia się jest jeszcze znikomy. Według raportu Alana Kruegera (byłego doradcy ekonomicznego Baracka Obamy) oraz Larry’ego Katza stanowią one zaledwie 0,5% całej amerykańskiej siły roboczej, to znaczy ponad 800 000 osób. Nieistotna wydawałoby się wielkość nie przeszkadza w mówieniu o uberyzacji ekonomii niemal na każdym poziomie administracji krajowej. Liczni obserwatorzy rynku pracy przestrzegają, aby zmian w myśleniu o zatrudnianiu dokonywać już teraz, a nie czekać aż zaleje nas fala pracy na żądanie.

Jednak podnosząc wrzawę nad marginalnym, ale - trzeba przyznać – medialnym zjawiskiem, można stracić z oczu dużo bardziej oczywistą zmianę amerykańskiego rynku zatrudnienia. Coraz większa ilość obywateli Stanów Zjednoczonych szuka okazji do zarobkowania w ramach alternatywnych form pracy. Mam na myśli wszelkie formy poza etatami, a więc pracowników tymczasowych, zatrudnionych na zlecenia czy za pośrednictwem firm outsourcingowych, niezależnych kontraktorów i freelancerów. Elementami łączącymi wyżej wymienione formy są: samodzielne opłacanie ubezpieczeń zdrowotnych, zarobki mogące omijać poziom płacy minimalnej, brak benefitów oraz jakiejkolwiek ochrony, kojarzonej z zatrudnieniem na etat.

W dekadzie pomiędzy rokiem 1995 i 2005 udział alternatywnych form zatrudnienia wzrósł nieznacznie z 9% do 10% siły roboczej. Co ciekawe już w 1996 roku pojawiły się pierwsze opracowania, mówiące o wypieraniu etatów przez stanowiska na żądanie. Tymczasem w 2015 roku ilość osób nieposiadających długoterminowej umowy o pracę sięgnęła 16%. Trend jest wyraźny i – co warto dodać – silny. W ciągu ostatniego dziesięciolecia cały przyrost miejsc zatrudnienia jest „konsumowany” przez prace dorywcze, kontrakty czy inne formy o charakterze przejściowym. W takich warunkach nie ma już mowy o karierze od chłopca na posyłki po prezesa koncernu. Amerykański sen jest już niemal niemożliwy do zrealizowania dla przeciętnego Joe’go. Coraz wyraźniej rysuje się era jednorazowego pracownika, który po wykonaniu określonego zadania odchodzi z firmy.

Uber jest zjawiskiem marginalnym. Na jednego kierowcę przypada kilku, a nawet kilkunastu „niezależnych” pracowników oświaty, administracji czy budowlańców. Analiza Kreugera i Katza daje precyzyjne dane dotyczące poszczególnych sektorów gospodarki. Budownictwo tradycyjnie jest kojarzone z pracą na zlecenie i kontraktami i w ciągu dwudziestu lat widać nawet drobny ubytek odsetka zatrudnionych poza etatem z 28% na 27%. Tymczasem są branże, w których przyrosty alternatywnych form zatrudnienia są zaskakująco wysokie. W przypadku transportu to z 9% na 16%, informatyki i telekomunikacji z 8% do 16%, edukacji i zdrowia - 6% do 16%, a w produkcji i administracji dokonał się skok o 400% (odpowiednio z 3% do 12% oraz z 2% do 10%).

Niezależne formy zatrudnienia dają elastyczność i możliwość szukania alternatywnych ofert. Wprawdzie stawka godzinowa kontraktowca jest o 17% wyższa niż osoby zatrudnionej na podobnym stanowisku na etacie. Cóż z tego, skoro tygodniówka zleceniobiorcy jest średnio o 26% niższa. Osoby cieszące się „wolnością” umowy tymczasowej nie dość, że nie mają podstawowej ochrony (ubezpieczenia, emerytury, urlopów) to jeszcze zarabiają mniej pieniędzy. Walka o oferty – najczęściej brana jest pod uwagę niska cena – pociąga w dół wynagrodzenia. Wraz ze wzrostem poza etatowych form zatrudnienia perspektywa utrzymania obecnych poziomów płac jest wielce problematyczna.

Raz na kilkaset lat formy zatrudnienia się zmieniają. Jeszcze trzysta lat temu większość ludności utrzymywała się z pracy na roli lub w obejściu. Rewolucja przemysłowa przeniosła niewykwalifikowane siły robocze ze wsi do fabryk. Specjalizacja i industrializacja spowodowały rozmnożenie się zawodów i możliwych ścieżek kariery. Kolejną zmianę przyniosły maszyny, które wypchnęły pracowników z hal montażowych do biur. Robotyzacja i globalizacja w dłuższej perspektywie doprowadzą do opustoszenia biurowców, tak jak wcześniej automaty uciszyły gwar ludzkich głosów w fabrykach. W krótkiej perspektywie prawdopodobnie przyjdzie nam się pogodzić ze zmiennością: form zatrudnienia, kompetencji oraz umiejętności wraz z każdą nową ofertą pracy czy zleceniem. Być może zamiast trzymać się kurczowo starych formuł warto odważnie szukać rozwiązań dla świata bez pracy. Może dobrym kierunkiem byłby dochód podstawowy, który uwolniłby od pracy za pieniądze, a dał powód do aktywności dla dobrego samopoczucia i samorealizacji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę