Chiny a sprawa polska (ucieczka inwestorów)

Oficjalne stanowisko władz Państwa Środka uspokaja nastroje obywateli. Jest dobrze, kraj zmierza w zaplanowanym przez partię kierunku, nie ma powodów do obaw. Pomimo urzędowego optymizmu - spowolnienie trwa dalej. W I kwartale gospodarka rozwijała się w tempie 6,7 % w stosunku do analogicznego okresu z poprzedniego roku. To najniższy wynik od czasu Wielkiej Recesji z 2009.

Jeśli nawet weźmie się pod uwagę, że oficjalne dane często rozmijają się z rzeczywistością, zakładany przez rząd zakres wzrostu PKB dla najnowszej pięciolatki, w przedziale 6,5 – 7%, jest poważnie zagrożony. Póki co jednak premier Li Keqiang, zapowiedział na konferencji, że to niemożliwe, aby tak duży kraj jak Chiny nie wyrobiły zakładanych poziomów wzrostu. Oczywiście zawsze będzie można sfałszować statystyki, gdy sytuacja będzie podbramkowa.

Problemy z przekroczeniem zakładanych ram wzrostu gospodarczego mogą mieć konsekwencje propagandowe, ale ekonomia Chin musi się zmagać z dużo poważniejszym brakiem stabilizacji. W wyniku załamania rynków finansowych z Państwa Środka wyparowało ponad 675 miliardów dolarów do końca 2015 roku. Pierwszy kwartał 2016 jest pod względem odpływu środków jeszcze bardziej ponury. W wyniku fatalnego startu na parkietach Hongkongu i Szanghaju za granicę wyniosło się kolejne 530 miliardów.

Początkowo giełdy opuszczali zagraniczni inwestorzy. Natomiast po nieudanych próbach zatrzymania bessy, do uciekinierów dołączyli Chińczycy, którzy wolą lokować kapitał w amerykańskie korporacje, kanadyjski rynek nieruchomości oraz – co ostatnio modne – w raje podatkowe. Analitycy prognozują, że w momencie gdy sytuacja zacznie się stabilizować zagranica wróci na chińskie rynki finansowe. Tylko, że zanim to nastąpi należy się spodziewać dalszego odpływu pieniędzy rezydentów. Łatwo może dojść do sytuacji, w której dobre dane gospodarcze nie przełożą się na giełdową hossę. Jeśli kraj opuszczają rodzimi inwestorzy, ci zagraniczni tym bardziej powinni trzymać się z daleka.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy podaje, że w latach 2010-15 (bez IV kwartału) przepływy netto kapitałów do państw rozwijających się wynosił – 1,1 biliona dolarów! (tak minus!). Kapitał ucieka z rynków wschodzących na całym świecie. Proces rozpoczął się wraz z rosyjską agresją na Krymie i na Ukrainie w 2014. Już wówczas wynik globalny był ujemny – około 200 miliardów dolarów. Przyspieszenie nastąpiło wraz ze wzrostem obaw co do kondycji chińskiej gospodarki w połowie 2015 roku.
Polski rynek finansowy ucierpiał w wyniku obu głównych przyczyn odpływu kapitałów lat 2014 i 2015. W przypadku wojny rosyjsko-ukraińskiej niepokój inwestorów zagranicznych był oczywisty. Utrata dostępu do rynków wschodnich miała duży wpływ na wyniki naszej gospodarki. W 2015 roku Polskę dotknęła ta sama panika, która kazała inwestorom wycofać pieniądze ze wszystkich rynków wschodzących i krajów rozwijających się.
Często trudno dopatrywać się obiektywnych przyczyn zjawisk typu ucieczka kapitału. Jeśli doradcy finansowi sugerowali przeniesienie aktywów i skracanie pozycji, inwestorzy to zrobili, a że epicentrum wstrząsów było daleko, na drugiej półkuli – niestety – witajcie w globalnej wiosce.
Jednak Polska dołożyła też sporo od siebie. Analitycy rynków finansowych ostrzegali, że wynik naszych wyborów prezydenckich i parlamentarnych będzie kluczowy dla dalszego losu kraju oraz jego oceny i postrzegania przez kręgi finansjery. Poszliśmy więc (lub nie) i zagłosowaliśmy, a potem ogarnia nas wielkie zdziwienie, że grozi nam obniżka rankingu czy odpływa kapitał zagraniczny. Może jest to wina Prawa i Sprawiedliwości, ale w końcu suweren się wypowiedział, a efekty były do przewidzenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę