Prezes McDonald's to ma klawe życie

Wprowadzone rok temu całodniowe serwowanie menu śniadaniowego okazało się dla McDonald’s sukcesem. Sieć restauracji notuje już trzecie kolejny kwartał wzrostów sprzedaży na terenie Stanów Zjednoczonych w lokalach, które działają dłużej niż rok.
Pierwszy kwartał 2016 zakończył się skokiem zysków o 35% z 800 milionów w zeszłym roku do 1,1 miliarda obecnie. Rośnie również sprzedaż porównywana na poziomie konkretnych lokalizacji o 5,6% rok do roku.

Zasługi za dobre wyniki finansowe spływają na prezesa Steve’a Easterbrook’a, który nadał działalności koncernu potrzebnej dynamiki. On sam nie kryje zaskoczenia, że faza wstępna dała tak niespodziewanie dobre wyniki.

Sukces prezesa wpłynie na jego zarobki. Według danych, które każda spółka musi przedkładać Komisją Papierów Wartościowych i Giełd, dyrektor zarządzający Easterbrook dostanie 368% podwyżki – wzrost samej pensji podstawowej wyniesie 18%.
Zakładając, że bezpośrednia decyzja prezesa dała 35% przyrost zysków – 18% skok wynagrodzenia trzeba uznać za skromny. Podobnie ze wzrostem premii, które są w jakimś sensie prognozą wyników giganta fast foodów w przyszłości.

Problem polega na tym, że nad działalnością McDonald’s zbierają się czarne chmury.

W pod koniec sierpnia 2015 roku organ władz federalnych – Krajowa Rada Stosunków Pracy (The National Labor Relations Board) – wydał orzeczenie, rozszerzające definicję „pracodawcy”, zrównując franczyzodawcę i franczyzobiorcę. Oznacza to, że każdy szeregowy pracownik restauracji, zatrudniony przez lokalnego menadżera, staje się automatycznie pracownikiem koncernu.
Wyrok Rady – w szerszej perspektywie – jest poważnym zagrożeniem dla franczyzodawców, takich jak McDolanld’s. Potraktowanie ich jako odpowiedzialnych za pracowników franczyzobiorcy musi skutkować przedefiniowaniem zasad działania sieci i podniesieniem poziomu kosztów ogólnych oraz administracyjnych dla obecnych oraz potencjalnych nowych partnerów. Wszakże nie wszystkie koszty działalności da się od razu przerzucić na klientów.

Drugim zagrożeniem jest poziom płac minimalnych. Poczynając od czerwca 2015 kolejne stany ustalają swoje godzinowe stawki minimalne, oddzielne dla aglomeracji i terenów wiejskich. Kwestia wdrożenia nowych kwot jest rozłożona na lata i zależy od wielkości zatrudnienia u konkretnych podmiotów gospodarczych. Firmy dające pracę ponad 500 pracownikom mają trzy lata na dostosowanie się do nowych przepisów płacowych, mniejsze – nawet siedem lat. McDonald’s mimo, że złożony z sieci małych restauracji, w których zatrudnienie nie przekracza z pewnością 500, zostały potraktowane przez stanowych ustawodawcę jako jeden organ. Oznacza to, że McDonald’s ma tylko trzy lata na zmianę siatki płac.

Wyrok Rady o obowiązkach McDonald’s jako pracodawcy został oprotestowany przez koncern i zgłoszony do apelacji, co wstrzymuje póki co jego wykonanie. Wzrost płac minimalnych pewnie da się zahamować, ale nie powstrzymać. Dla korporacji, która dużą część zysków czerpie z zatrudniania ludzi na nisko płatnych posadach, obie zmiany będą miały olbrzymi wpływ na wyniki i filozofię działania.
Tymczasem dobre wyniki menu śniadaniowego poprawiają humor dyrektorom zarządzającym. Wysokie pensje osłodzą przyszłe przykrości. Bal na Titanicu trwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę