Towary luksusowe? Chińczycy trzymają się mocno

Wartość światowego rynku dóbr luksusowych, w skład którego wchodzą: przedmioty osobiste, samochody, jachty, odrzutowce, hotele, rejsy wycieczkowcami, meble, wykwintne jedzenie, wina i cięższe alkohole oraz - oczywiście - działa sztuki, była szacowana w 2015 roku na ponad 1 bilion dolarów. Sam segment luksusowych przedmiotów osobistych, crème de la crème branży, wyceniany jest na 250 miliardów dolarów, co oznacza, że potroił swój potencjał w ciągu ostatnich 20 lat. Jednak gros zeszło rocznych przychodów było spowodowanych osłabieniem się wartości europejskiej waluty.

Według najnowszego raportu firmy Bain & Company Chińczycy są liderami zakupów marek luksusowych, dzierżąc 31% udziałów światowej sprzedaży towarów z najwyższej półki. Wyprzedzają w tym zakresie Amerykanów (24%) oraz Europejczyków (18%).

Co ważne podkreślenia, chińscy klienci dokonują 80% zakupów podczas wycieczek zagranicznych, korzystając z silnej pozycji juana wobec walut regionu – japońskiego jena oraz koreańskiego wona - a szczególnie waluty europejskiej.

Europa, z powodu osłabienia euro, jest traktowana przez chińskich i amerykańskich turystów jak outlet. Obie nacje zwiększyły swoje udziały w europejskich sklepach luksusowych typu tax-free odpowiednio o 64% i 67%, zmniejszając udziały równie aktywnych w poprzednich latach Japończyków oraz Rosjan.

Dużym zagrożeniem dla stałości dochodów branży dóbr luksusowych jest widmo zamachów terrorystycznych w Europie, które się zmaterializowało ostatnio w Paryżu oraz Brukseli. Ankietowani przez firmę Global Blue chińscy turyści uznają, że bezpieczeństwo jest kluczowym czynnikiem, którym kierują się przy wyborze miejsca spędzania urlopu. Dla Prady, Burberry czy LVMH (właściciela marek Louis Vuitton czy Fendi) byłby to kolejny cios, po zmniejszeniu sprzedaży na terytorium Państwa Środka z powodu dwóch silnych podwyżek wartości juana, dokonanych przez bank centralny w zeszłym roku.

Uzależnienie niektórych liczących się marek od chińskich konsumentów jest ogromne i stanowi ryzyko dla stabilności branży. Co drugi nabywca produktów marki Swatch pochodzi z Chin. W przypadku Hermes, Burberry czy Prady – częściej niż co trzeci, a Louisa Vuittona oraz Tod’sa – co czwarty.

Już teraz europejskie sklepy najważniejszych marek zatrudniają mówiący po chińsku personel oraz dopuszczają płacenie juanami. Pomimo zaobserwowanego od początku bieżącego roku spowolnienia wyników sprzedaży w europejskich sklepach tax-free, chińscy turyści są nadal niezwykle cennymi klientami.

Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowa groźba. Kuszącą alternatywą dla wyjazdów do Europy na zakupy - nie dość, że obarczonych ryzykiem zamachu, to jeszcze zwyczajnie droższych – staje się odwiedzanie Tokio czy Seulu.

Raport Bain & Company z rezerwą odnosi się do perspektyw rynku dóbr luksusowych. Widać wyraźnie – z doświadczeń roku poprzedniego – że klienci są w stanie przemierzać znaczne odległości, by kupić towar po niższej cenie. Wraz z wyrównywaniem się różnic cenowych pomiędzy kontynentami, przewagą konkurencyjną stanie się handel online. Będzie to z pewnością cios dla słynących z high-endowej obsługi sklepów najbardziej prestiżowych marek, ale może się okazać koniecznością na miarę przetrwania na rynku. Nie od dziś wiadomo, że gorszy pieniądz wypiera lepszy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę