Amerykańscy pracownicy jadą na amfetaminie

Dokładniej rzecz ujmując na lekach stosowanych do łagodzenia ADHD (zespół nadpobudliwości z deficytem uwagi – od angielskiej nazwy Attention Deficit Hyperactivity Disorder). Tak się akurat składa, że stosowane szeroko Adderall, Vyvanse, Focalin czy Concerta zawierają pochodne amfetaminy w postaci: dekstroamfetaminy, lisdeksamfetaminy, deksmetylofenidatów czy metylofenidatów.

Jeszcze na początku XXI wieku nikt nie diagnozował ADHD u dorosłych. Dopiero w 2006 roku American Journal of Psychiatry opublikował badania, z których wynikało, że ponad 4% dorosłej populacji Stanów Zjednoczonych być może ma objawy schorzenia. To otworzyło drzwi dla sektora farmaceutycznego. Jak wynika z raportów sprzedaży, do których miał dostęp The New York Times, zużycie leków przeciw ADHD wzrosło pomiędzy latami 2008 a 2012 o 53%. W roku 2013, w ramach przekrojowych badań nad stanem zdrowiem Amerykanów okazało się, że około 10% przyznawało się do przyjmowania pochodnych amfetaminy w lekach na receptę.

Wraz ze wzrostem popularności zmieniła się też grupa docelowa „pacjentów”. Amfetaminę i metamfetaminę przyjmuje teraz całe spektrum zawodowe, a nie tylko „wilki” z Wall Street czy programiści z Doliny Krzemowej. Mimo, że nie da się precyzyjnie podać liczby uzależnionych, nie ma się co łudzić, że problem dotyczy tylko dobrze opłacanych miejsc pracy. Z pomocy używek korzystają również szeregowi pracownicy, którzy czują presję konkurencji w miejscu zatrudnienia. Wzrost popularności leków na recepty jest tak duży, że urósł już do rangi ogólnonarodowego problemu. Ponieważ nie da się precyzyjnie określić ram zespołu nadpobudliwości, niemal każdy pacjent może bez trudu posiadać łatwy dostęp do farmaceutyków z używkami.

Rynek leków na ADHD w Stanach Zjednoczonych był warty w zeszłym roku 13 miliardów dolarów, ale bardzo ostrożne raporty dostarczane przez IBISWorld (specjalizującego się w badaniach branż gospodarczych) mówią, że może osiągnąć nawet 30 miliardów do 2020. Dla porównania to samo źródło szacuje obecne przychody rynku kawy na 36 miliardów dolarów. W przeciągu dekady może się okazać, że Amerykanie zmienią swoje przyzwyczajenia względem używek i amfetamina – wraz z pochodnymi – pokona kofeinę.

Można byłoby odmalować histeryczny obraz degradacji neoliberalizmu, który w swojej schyłkowej fazie rzucił pracowników, walczących o lepsze życie, w objęcia amfetaminowego nałogu. Jednak – pomimo niewątpliwej nośności – byłby to wizja fałszywa. Narkotyki towarzyszą człowiekowi od zarania naszego gatunku. Być może tylko skala ich użycia była kiedyś mniejsza.
Jak ładnie opisuje to Kate Bielamowicz na łamach JSTOR Daily, historia łączenia używek z pracą jest tak stara jak Stany Zjednoczone. Począwszy od plantacji bawełny, stalowni, portowych doków, a na budowach drapaczy chmur kończąc – ciężkiej pracy towarzyszyły stymulanty w postaci kokainy, a potem benzedryny i metamfetaminy.
Podnoszenie wydajności dzięki narkotykom towarzyszyło zarówno żołnierzom na polu walki, kierowcom tirów, jak i kobietom opiekującym się domowym ogniskiem. Nie wspominając o pisarzach, poetach, malarzach czy aktorach. Stany Zjednoczone zostały po części zbudowane na małej tabletce benzedryny zwanej popularnie ziarenkiem, której – jeszcze w latach 60-tych XX wieku produkowano około 10 miliardów sztuk rocznie.

Firmy farmaceutyczne czują swój moment. Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne - sponsorowane w 30% przez branże producentów leków – poszerzyło niedawno kryteria diagnostyczne dla ADHD. W prasie biznesowej pojawiają się artykuły o utalentowanych menadżerach, którzy łączą trudy prowadzenia skomplikowanych projektów, walcząc jednocześnie z objawami nadpobudliwości. Mit ludzi sukcesu wspierających się lekami na receptę, aby pokonać słabości własnego organizmu nadaje się na czołówki gazet i portali, a sprzedać farmaceutyków rośnie. I będzie rosnąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę