Panika na londyńskim rynku nieruchomości

Brexit to graniczna data dla danych z gospodarki Zjednoczonego (?) Królestwa, wszystko należy odnosić teraz do czasu sprzed i po referendum. Niemal jak z narodzinami Chrystusa - po nastąpiła nowa era.

Pierwsze uderzenie niezadowolonych - z wyniku wyborów - inwestorów przyjął funt. Jego wartość wobec dolara (ale też innych ważnych walut) spadła gwałtownie o blisko 20%. Jeszcze nikt niczego nie wiedział na pewno, trwały cały czas spekulacje co się naprawdę wydarzyło i jaki będzie miało skutek, a brytyjski pieniądz już otrzymywał kolejne ciosy. Od feralnego piątku cały czas jest w defensywie i zasadniczo nie widać w najbliższym czasie żadnych oznak poprawy – chyba, że wszyscy brokerzy wezmą urlop w sierpniu.

Gorzej, że wraz przeciągającą się niepewnością co do przyszłości brytyjskiej gospodarki, zaczynają się materializować obawy, które ostatnio straszyły w 2008 roku. Niektóre zdarzenia przypominają wczesne fazy globalnego kryzysy finansowego, choć o ograniczonym zakresie terytorialnym. Guardian z 5ego czerwca donosi, że trzy niezależne od siebie fundusze inwestujące w nieruchomości ogłosiły zawieszenie wycofywania środków, z powodu znacznego napływu chętnych do wypłacania udziałów. Trzej niezwykle negatywni bohaterowi – póki co perturbacji – Aviva, M&G Investments i Standard Life mają w sumie na kontach ponad 9 miliardów funtów, powierzonych zarówno przez inwestorów indywidualnych jak i różnego rodzaju firmy, niekoniecznie finansowe, które lokują swoje nadwyżki gotówki z nadzieją na wyższy zysk.

Zawieszenie wypłat środków to pierwsze ostrzeżenie dla branży nie tylko inwestycyjnej. Wspomniane wyżej fundusze inwestowały w nieruchomości komercyjne, takie jak biura i galerie handlowe, a jak zwykle w takich przypadkach wyraźnie widać jak bardzo gospodarka jest układem naczyń połączonych.

Kłopoty funduszy inwestujących w nieruchomości oznaczają problemy deweloperów i – szerzej - branży budowlanej. Bez dopływu znacznych środków nie ma szans na rozwój. Z drugiej strony przy niepewnej przyszłości brytyjskiej gospodarki ciemne chmury zbierają się zarówno nad centrami handlowymi jak i wynajmującymi powierzchnię biurową. Pierwsi obawiają się spadku wartości funta, czyli podwyższenia cen wszystkich importowanych towarów, co – przy spadku konsumpcji – uderzy w ilość klientów, a po jakimś czasie w wyniki gospodarcze. Drugich niepokoją zapowiedzi licznych koncernów międzynarodowych, posiadających swoje główne siedziby europejskie w Londynie, o konieczności przeprowadzki na kontynent, na przykład do Paryża, Amsterdamu czy Frankfurtu.

Kłopoty trzech funduszy odzwierciedlają obawy z opublikowanego 5ego czerwca raportu Banku Anglii. Zaznaczono w nim, że branża nieruchomości komercyjnych jest jednym z ważniejszych zagrożeń dla układu gospodarczego Zjednoczonego Królestwa, oprócz ogólnej niestabilności rynków finansowych, wahań funta oraz niewypłacalności gospodarstw domowych. Nie ma też – póki co – siać paniki bez potrzeby. Aresztowane 9 miliardów na kontach stanowi zaledwie 7% ogólnej wartości inwestycji w nieruchomości komercyjnych w Wielkiej Brytanii. Jeśli sytuacja ulegnie poprawie i funduszom, którym obecnie najzwyczajniej w świecie brakuje gotówki na spłacenie żądań klientów, uda się zawrzeć kilka transakcji sprzedaży wszystko może się rozejść po kościach. Póki co fundusze dają sobie miesiąc na przywrócenie płynności finansowej. Oczywiście pozbycie się nieruchomości w czasach niepewności może generować problemy, a i uzyskane ceny będą prawdopodobnie dalekie od korzystnych. Z drugiej strony całej branży finansowej powinno zależeć na jak najszybszym załatwieniu sprawy. Pieniądze – jak wiadomo – lubią ciszę i spokój, klienci biegający po rynku i narzekający na brak możliwości wypłacenia gotówki, mogą działać zarazić innych inwestorów potrzebą wypłacenia środków, a takiej lawiny nie wytrzyma żaden fundusz, ani bank.

Eksperci rynku nieruchomości twierdzą, że Londyn mocno odczuje decyzję Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej. Pieniądze, głównie zagraniczne, nie czują się nad Tamizą bezpiecznie, a to one napędzały ceny oraz ruch u deweloperów. Bez dopływu środków rynek pewnie się cofnie. W branży finansowej również czeka nas czas wstrzymywania się z podejmowaniem decyzji – tak przynajmniej życzyliby sobie uważni obserwatorzy. Nikt nie chce powtórki z lat 2008/09, więc już teraz trwa dmuchanie na zimne. Może to nawet być korzystne, bo lato ma być gorące.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę