Unikanie opodatkowania. Przypadek Starbucksa

Unikanie opodatkowania przez międzynarodowe koncerny jest niezwykle ciekawym i zajmującym tematem. Dzięki jednostkom operacyjnym rozrzuconym po całym globie oraz sprawnej obsłudze księgowej, serwowanej przez najlepsze spółki doradztwa podatkowego, firmy bezbłędnie omijają rafy wysokich stawek fiskalnych. Skala zjawiska czy nazwy uczestników gry są dobrze znane. Na skutek pracy dziennikarzy śledczych czy organizacji pozarządowych do oczu i uszu obywateli trafiają najbardziej skandaliczne historie. Łatwo w ten sposób kierować społecznym niezadowoleniem wskazując ten czy inny podmiot gospodarczy, nawołując do bojkotu produktów czy usług, a nawet pikiet czy happeningów przed oddziałami czy głównymi siedzibami. W świecie, gdzie budżety państwowe zawsze przypominają zbyt krótką kołdrę, rażą miliony wypływające z krajów, gdzie zostały zarobione.

Dla większości zwykłych śmiertelników już samo zamawianie kawy w Starbucksie zbija z tropu, z powodu rozbudowanego menu dostępnych napojów oraz ich wariacji. Podobnie ma się rzecz z finansami firmy - szczególnie, gdy próbuje się rozplątać gęstwinę powiązań pomiędzy kolejnymi spółkami-córkami porozrzucanymi po całym kontynencie europejskim. Dezorientacja jest tym większa, że sieć kawiarni rodem z Seattle z jednej strony wmawia inwestorom, że przynosi zyski, a z drugiej raportuje straty. 

Sprzeczność wynika ze sposobu unikania podatków w krajach, gdzie są one wysokie i przenoszenia operacji do państw, którym bardziej zależy na przyciągnięciu międzynarodowych koncernów. Dodać należy, że wszystko jest doskonale legalne, a nad efektywnością schematu ślęczą doradcy finansowi. W rezultacie inwestorzy otrzymują zupełnie inny obraz spółki, niż urząd skarbowy. Przekładając to na żargon kawiarni, pierwsi otrzymują aromatyczne, czarne jak smoła podwójne espresso, ci drudzy – dwukrotnie parzoną zalewajkę.

Korporacja Starbucks, z siedzibą w Seattle, to jedna z największych sieci restauracyjnych na świecie, ustępująca rozmiarem tylko McDonald’sowi. Od momentu rozpoczęcia działalności na terenie Wielkiej Brytanii w roku 1998 do 2012 udało się jej otworzyć 735 placówek i zebrać z rynku ponad 3 miliardy funtów. Jednak do kasy fiskusa trafiło jedynie niecałe 9 milionów funtów. Co bardziej zastanawiające w latach 2008-11 Starbucks nie zgłosił żadnego zysku i nie zapłacił ani pensa od przychodów w wysokości 1,2 miliarda funtów. Dla porównania trzecia największa sieć fastfoodów – KFC – raportowała dla rynku brytyjskiego 1,1 miliarda funtów przychodów i odprowadziła od nich 36 milionów funtów w podatkach, zaś lider, czyli McDonald’s, zapłacił 80 milionów od 3,6 miliarda funtów wartości sprzedaży.

Starbucks przez ponad dekadę obecności na Wyspach chwalił sobie prężność rozwoju brytyjskiej inwestycji, często stawiając ją za wzór dla innych lokalnych rynków. W 2007 roku kawowy gigant zgłasza fiskusowi kolejną stratę, chwaląc się jednocześnie 15-to procentową marżą. Rok później spółka raportuje 26 milionów funtów strat, mimo tego doświadczenia z rynku brytyjskiego mają być przekładane na pozostałe lokalizacje. Rok 2009 przynosi 52 miliony funtów straty, ale prezes spółki – odpowiedzialny za operacje międzynarodowe - twierdzi w liście skierowanym do inwestorów, że lokale firmy na terenie Zjednoczonego Królestwa przynoszą zyski. W następnym rocznym zestawieniu straty sięgają 34 milionów funtów, choć jak wynika z dokumentów – sprzedaż rośnie. Podobny deficyt przychodów w roku 2011, okraszony jest komunikatem o zadowoleniu zarządu z wyników finansowych osiąganych w Wielkiej Brytanii.

Zastanawiający brak dochodów nie absorbował zarządu korporacji. Wypytywany przez Reutersa czy nie widzi nieścisłości pomiędzy wielkością sprzedaży a poziomem płaconych zobowiązań fiskalnych, ówczesny członek zarządu odpowiedzialny za finanse podkreślał, że spółka ściśle przestrzega międzynarodowych zasad rachunkowości i płaci odpowiedni poziom podatków we wszystkich krajach, w których prowadzi działalność. Rzeczywiście, w Stanach Zjednoczonych łączne obciążenie grupy kapitałowej wyniosło w 2011 roku 31%, wyraźnie powyżej średniej dla firm z listy S&P 500 równającej się 18,5% (przy wysokości podatku korporacyjnego na poziomie 39% dochodów). Jednak od przychodów zagranicznych Starbucks zapłacił średnio 13% podatków, co stanowiło wówczas jedną z najniższych stawek dla firm działających w sektorze dóbr konsumpcyjnych.

Po latach rozbieżności pomiędzy entuzjastycznymi komunikatami dla inwestorów oraz raportowaniem strat fiskusowi już nawet ci pierwsi zaczęli się zastanawiać czy serwowany przez spółkę obraz rynku nie jest zbyt lukrowany. Przyparty do mury prezes Alstead wskazał na dwa czynniki, które w znacznej mierze ważą na ostatecznych wynikach Starbucksa. Pierwszym są opłaty licencyjne dotyczące praw własności intelektualnej, drugim zobowiązania finansowe względem spółek zależnych korporacji.

Spółka zarządzająca opłatami licencyjnymi jest zazwyczaj ulokowana w kraju, gdzie zyski z tego typu działalności są objęte niskimi podatkami. Jest to jedna z najczęściej wykorzystywanych praktyk, pomagających na obniżenie dochodów firmom międzynarodowym. Starbucks nie jest w tej kwestii oryginalny. Na podobnych zasadach jest zorganizowana struktura niemal każdej znaczącej korporacji, jak Google, Apple czy Microsoft. W przypadku Starbucksa tantiemy z tytułu opłat licencyjnych – tzw. royalty – stanowi 6% przychodów ze sprzedaży i trafia do mieszczącej się w Amsterdamie: Starbucks Coffee EMEA BV. Co ciekawe urząd skarbowy Wielkiej Brytanii pozwala na odliczanie opłat z tytułu własności intelektualnej, jeśli firma udowodni, że działa na zasadzie „wyciągniętej ręki’ (ang. arm’s length). Oznacza, to że uzgodnione pomiędzy spółkami zależnymi rozliczenia są identyczne dla tych, które obowiązywałyby nawet gdyby nie były one połączone. Starbucks twierdzi, że wypełnia te założenia.

Zobowiązania wobec spółek zależnych, będących kluczowymi w łańcuchu dostaw, to kolejny sposób na obniżanie podstawy opodatkowania. Starbucks Coffee Trading Co., z siedzibą w Szwajcarii, skupuje surowe ziarna kawy dla oddziałów korporacji w Europie. Następnie zakupiony towar wędruje do Holandii, gdzie zlokalizowana jest palarnia prażąca ziarna na potrzeby rynku europejskiego. Oczywiście oba przedsiębiorstwa obarczają kosztami swojej działalności budżety firm zależnych, prowadzących kawiarnie, w poszczególnych krajach kontynentu. W takim przypadku przed międzynarodową korporacją pojawia się pokusa, żeby wykorzystać mechanizm cen transferowych, czyli sztucznie ustawiać koszty towarów i usług przechodzących pomiędzy różnymi jednostkami grupy, aby nadmuchać koszty, a tym samym zmniejszyć należności podatkowe. Starbucks twierdzi, że handlowanie kawą przez szwajcarską spółkę jest na granicy opłacalności, nie wspominając, że tamtejszy fiskus wykluczył ten rodzaj działalności z ogólnych ram podatkowych, ustalając stawkę na poziomie 5-ciu procent (w przypadku Holandii czy Wielkiej Brytanii wynoszą one odpowiednio 25 i 24 procent). Z kolei koszty prażenia ziaren w holenderskiej palarni pochłaniają aż 84% rocznych dochodów jednostki. Składają się na nie wydatki na zakupu surowej kawy oraz energię elektryczną. Niemałe są też koszty pracy. Starbucks był objęty śledztwem brytyjskiej skarbówki w latach 2009-10 z powodu domniemania stosowania cen transferowych, ale wszczęto żadnego śledztwa, ani tym bardziej nie nałożono na spółkę żadnych kar.

Brytyjscy i amerykańscy dziennikarze śledczy odkryli jeszcze jeden sposób na zawyżanie kosztów działania Starbucksa w Wielkiej Brytanii, o którym nie wspomniał prezes Alstead – pożyczki między jednostkami zależnymi. Jest to ogólnie znana i popularna praktyka, pozwalająca na przesunięcie zysków do krajów o niższych stopach podatkowych. Pożyczki przynoszą podwójne koszyści międzynarodowemu koncernowi. Kredytobiorca może dowolnie ustalić wysokość płaconych odsetek – odliczane są one od dochodu do opodatkowania. Zaś wierzyciel może działać w kraju, w którym nie opodatkowuje się przychodów z pożyczek. Okazało się, że Starbucks finansuje działalność brytyjskiego oddziału – ponad 2 miliony funtów – długiem, zaciągniętym u spółek zależnych koncernu. Koszt obsługi zadłużenia jest dwa razy wyższy niż u konkurencyjnego KFC.

Wybrałem przykład Starbucksa, zaczerpnięty z brytyjskiego Reutersa z początków dekady, gdyż dobrze egzemplifikuje sposób opisywania problemu. Zła, zachłanna korporacja, która drenuje z gotówki państwową kasę, unikając za wszelką cenę opodatkowania. Wszystkim, którzy czują oburzenie zachowaniem kawowego giganta z Seattle, chciałbym podpowiedzieć, że tak jak w tańcu – do tanga trzeba dwojga.

Unikanie opodatkowania nie jest łamaniem prawa, a jedynie jego wykorzystywaniem, a to znaczy, że za jakość legislacji odpowiada kraj, albo – jak w przypadku Unii Europejskiej – grupa państw. Tak długo, jak rządy będą pozwalały sobie na arbitralne obniżanie stawek procentowych dla wsparcia konkretnego sektora gospodarki, albo wręcz poszczególnych spółek, tak długo istnieć będzie popyt na usługi doradztwa, które wszystkie luki obnaży.

Twórcy rozwiązań podatkowych powinni pamiętać, że tworzą oni swoisty system motywacyjny. Oskarżanie uczestników, że działają niezgodnie z założeniami pomysłodawców i legislatorów, jest szukaniem taniego poklasku. Za rozwiązania fiskalne odpowiadają jego architekci, a nie podatnicy. Jeśli ktoś nie potrafi przewidzieć skutków swojej radosnej twórczości w zakresie prawa skarbowego, nie powinien się za nią zabierać.

Podobnie ma się sprawa z ujednolicaniem legislacji podatkowych na forach międzynarodowych. Bez współpracy i tworzenia jednolitych ram nie da się uniknąć sytuacji, gdy poszczególne korporacje będą płacić mniejsze zobowiązania, korzystając z pozostawionych dla nich furtek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę