Fałszywe wiadomości i inne miraże

W następstwie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych zaczęto szukać winnych porażki Hilary Clinton i sukcesu Donalda Trumpa.

Bardzo nośną kwestią były fałszywe wiadomości, które miały zapewnić kandydatowi Republikanów fotel w Białym Domu. Rozpowszechniane - głównie przez przychylne Trumpowi ośrodki - fałszywki jak wirus infekowały media społecznościowe z Facebookiem na czele, dezorientując wyborców obu stron. Można było przeczytać o poparciu papieża Franciszka dla Trumpa i o finansowaniu ISIS ze środków Fundacji Clintonów. Podkreśla się, że zakres dotarcia fałszywych wiadomości był znacznie większy niż najbardziej poczytnych i opiniotwórczych mediów z New York Timesem, Washington Postem i CNN na czele. Okazało się, że ponad 1,5 miliarda użytkowników Facebooka miesięcznie jest konkretną siłą.

Tylko czy akurat na tyle znaczącą, by przechylić szalę zwycięstwa w wyborach w najpotężniejszym kraju na świecie?

Badanie ekonomistów z Uniwersytetów Stanforda i Nowego Jorku z połowy stycznia obalają tezę jakoby tak zwane „fakenews”, rozpowszechniane przy pomocy portali społecznościowych, były decydującym czynnikiem w wyborach prezydenckich. Naukowcy potwierdzili, że wysyp fałszywek i sposób rozprzestrzeniania się działał na korzyść Donalda Trumpa, ale ich wpływ na zachowanie wyborców jest powszechnie przeceniany.

Akademicy wykorzystali dane przeglądania stron internetowych i odpowiedzi respondentów ankiet, aby porównać w jaki sposób odbiorcy zapamiętywali fałszywe wiadomości, jak je odróżniali od wiadomości prawdziwych i w jakim stopniu udało im się zapamiętać ich treść. W toku analizy odpowiedzi okazało się, że jeden fałszywy artykuł musiałby mieć siłę rażenia 36-ciu reklam telewizyjnych, aby mieć podobną moc perswazyjną.

Badacze uniwersyteccy podkreślają, że fałszywe wiadomości nie mogły wpłynąć na wynik wyborów z jeszcze jednego powodu. Media społecznościowe są traktowane przez wyborców jako drugo-, a nawet trzeciorzędne źródło informacji na temat kandydatów i ich programów. W czołówce opiniotwórczych mediów są ogólnokrajowe i lokalne stacje telewizyjne (w sumie 57% wskazań) oraz strony internetowe z wiadomościami (15%). Portale społecznościowe były głównym źródłem wiedzy dla zaledwie 14% wyborców. Swoją drogą to ciekawe, że wyniki badań pokrywają się z odczuciami założyciela Facebooka, Marka Zuckerberga, który od początku bagatelizował wpływ fałszywych wiadomości na preferencje wyborców.

Szukanie winnych i przyczyn porażki to naturalny stan po przegranych wyborach. Szok przegranej amerykańskiego establishmentu jest odczuwalny i dominuje przekaz medialny ze Stanów Zjednoczonych. Wydaje się, że część społeczeństwa nadal tkwi w we wczesnej fazie zaprzeczenia. Wskazywanie na przyczyny porażki leżące poza własnym obozem, a nawet krajem jest wygodne i ludzkie, ale ... bezproduktywne.

Trzeba powiedzieć wprost, iż pomysły, że wynik wyborów wypaczyły fałszywe informacje i wpływ państw trzecich jest jedynie podsycaniem teorii spiskowych. Jak słabym krajem musiałyby być Stany Zjednoczone Ameryki, żeby dać się złamać wpływowi Rosji czy fałszywek? Jakby to świadczyło o dotychczasowej administracji prezydenta Obamy, która dopuściła do infiltracji, pozostając obojętną na wypaczenie wyniku wyborów w największym imperium świata? Może jednak Ameryka potrzebuje być znów wielka, aby uniknąć podobnych kłopotów w przyszłości.

Przypomnę, że nastroje w Stanach Zjednoczonych pogarszały się od dawna. Republikanie zyskali przewagę w obu izbach parlamentu. Wygrana ich kandydata w wyborach w 2016 roku była niemal pewna. Nominacja niedoświadczonego Donalda Trumpa była ostatnią szansą Demokratów, ale oni - zamiast wystawić pewniaka, Berniego Sandersa - postawili na najbardziej znienawidzonego polityka Ameryki, Hillary Clinton. Ludzie rozczarowani systemem, który zawiódł ich w trakcie kryzysu po 2008 roku, oczekiwali zmiany. Demokraci dali im kandydatkę z tym samym zestawem frazesów i recept, które przestały działać dekadę wcześniej. Bez zrozumienia przyczyn porażki, trudno będzie wrócić do rządzenia. A nawet być dojrzałą opozycją. Na razie nowy prezydent wykorzystuje słabość obozu Demokratów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę