Koncentracja nierówności

Kapitalizm ma jedną niezaprzeczalną zaletę, wynagradza za ciężką pracę. A przynajmniej takie niósł ze sobą przesłanie. Hasło „przypływ podnosi wszystkie łódki”, spopularyzowane w 1963 roku przez prezydenta Johna F. Kennedy’ego, zagrzewa zwolenników wolnego rynku do większego wysiłku na drodze do obiecanych profitów.

Wciąż żyją jeszcze ludzie – choć są już w podeszłym wieku, którzy pamiętają czasy, gdy właściciele w równym stopniu dzielili się z pracownikami owocami wypracowanego zysku. Wraz z przestawieniem kapitalizmu na ścieżkę neoliberalną, udziałowcy zawęzili grupę beneficjentów do własnego grona.

Badacze z Narodowego Biura Analiz Ekonomicznych (National Bureau of Economics Research – NBER) już w 2013 roku zauważyli, że pomimo, iż stabilność udziałów siły roboczej w dochodzie narodowym jest podstawą zachodnich modeli ekonomicznych, to poczynając od lat 80-tych XX wieku - wkład pracowników jest coraz mniejszy. Oczywiście gospodarki notowały wzrost gospodarczy, ale odbywał się on na zasadzie zastępowania pracy ludzi, kapitałowymi inwestycjami w rozwój technologiczny. Innymi słowy: maszyny lepiej i taniej wykonywały pracę ludzi, którzy stali się zbędni. Proces dehumanizacji produkcji i usług niesie ze sobą ciekawe implikacje na przyszłość, zarówno dla dynamiki rozwoju gospodarczego, jak i dla kondycji społeczeństw.

Najnowsze badanie ekonomistów z MIT, Harvarda i Uniwersytetu w Zurichu rzuca więcej światła na organizację rynku pracy w najbliższych latach. Naukowcy zwracają uwagę na rosnącą koncentrację branżową, przy spadającym udziale zatrudnienia. Niemal w każdym sektorze gospodarki można zauważyć zjawisko, polegające na skupianiu coraz większej ilości udziałów w rynku przez spółki o największym zaawansowaniu technologicznym. Najwięksi branżowi gracze znacząco powiększyli swoje „kawałki rynkowego tortu” w ciągu blisko czterech dekad. Nie wytworzyły się wprawdzie monopole – o to dba administracja państwowa, ale wszystko się betonuje w wygodnych oligopolach. Ważna jest jedna zasada: zwycięzca bierze (niemal) wszystko.

Co istotne, dzięki wspomnianym przewagom technologicznym, najwięksi gracze w branżach nie muszą zatrudniać wielu pracowników, aby generować przychody i zyski. Oczywiście – jak to można ładnie ująć – istnienie korelacji, nie musi oznaczać przyczynowości, Jednak zadziwiającym zbiegiem okoliczności, akurat te branże, które podlegają największej koncentracji, pozbywają się pracowników.

Skoro pracownicy korzystają w coraz mniejszym stopniu z owoców wzrostu gospodarczego, ktoś musiał przejąć ich udział. Oczywiście są to właściciele kapitału. Tak więc koncentracja branżowa, prowadzi do koncentracji zysków. Nie ma lepszej recepty na powiększanie nierówności, niż dalsze podążanie tą drogą.

Autorzy publikacji trzech uniwersytetów zauważyli, że wraz ze wzrostem gospodarczym rośnie wydajność pracowników. Rzeczywiście, skoro największe firmy w sektorze - na przykład: technologicznym - mają coraz więcej przychodów ze sprzedaży, przy jednoczesnym   utrzymywaniu zatrudnienia na podobnym poziomie, oznacza to wzrost produktywności jednostki. Wniosek to ciekawy, ale niewiele wnoszący. Po pierwsze, trzeba byłoby zbadać jak wiele pracy przypada na maszyny. Wraz z robotyzacją, część zadań ludzi przejmują automaty. Wyniki zatrudnionych zależą od ilości i wydajności maszyn.

Po drugie, produktywność jest bardzo podstępną miarą. Dzieli ona wielkość sprzedanej produkcji na jednostkę czasu pracy. Czyli Polak montujący w Polsce jeden rower dziennie, sprzedawany później na rynku za 100 złotych, ma pięciokrotne mniejszą produktywność od rodaka, który składa podobny rower w podobnym tempie w Wielkiej Brytanii, przy cenie jednoślada 100 funtów za sztukę.

Roboty i automaty będą zastępować ludzi w miejscach pracy. Jest to zjawisko nieuchronne. Nie ma sensu rywalizować z maszynami w czynnościach, w których są one lepsze. Prawda jest jednak taka, że najlepsze nawet automaty nie będą kupowały swoich własnych produktów. Gdzieś jest limit wzrostu gospodarczego opartego na automatyzacji. Przychody ze sprzedaży muszą zacząć spadać w momencie, gdy konsumentów nie będzie stać na zakupy. Oczywiście bogaci mogą produkować dla bogatych, ale nie potrzeba wówczas masowych usług i produkcji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę