Reforma podatkowa w USA: prezesi kontra zwykli ludzie

Nie jest żadną tajemnicą, że Republikanie uwielbiają ciąć podatki. Teraz gdy mają większość w Kongresie i przychylność Białego Domu, prace mogą ruszyć pełną parą. I z pewnością tak się stanie. To właśnie obniżka podatku dla przedsiębiorstw była drugim najważniejszym – po ograniczeniu Obamacare – punktem programu wyborczego.

Najważniejszą częścią nowego planu, jest sprowadzenie ponad 2,5 biliona dolarów, jakie amerykańskie korporacje trzymają na zagranicznych rachunkach, bojąc się, że obecny podatek korporacyjny – w wysokości 35% – mocno je uszczupli. Do tej pory rząd był nieustępliwy. Jednak teraz po zmianie warty, pytanie brzmi raczej: kiedy i jak, a nie czy. Komentatorzy polityczni i gospodarczy sądzą, że korporacje oddadzą jakąś – mniejszą – część zgromadzonych oszczędności, którą administracja przeznaczy na zwiększenie rynku pracy w Stanach Zjednoczonych. Skąd to podejrzenie?

Historia zna już podobne przypadki. W 2004 roku Kongres uchwalił wakacje podatkowe na zgromadzone na zagranicznych kontach aktywa spółek, za symboliczne 5% wartości. Intencje były dobre, ale jak to z nimi bywa, najlepiej nadają się piekielny bruk. Korporacje, które skorzystały z ulgi, nie tylko nie stworzyły nowych miejsc pracy, ale zaczęły likwidować istniejące. Cięcia w inwestycjach dotknęły działy badań i rozwój. Firmy wykorzystały zastrzyk gotówki do skupienia swoich akcji z rynku i wypłacenie zarządom sowitych premii.

Oczywiście ustawodawcy Anno Domini 2004 zastrzegli, że pieniędzy z ulgi nie można przeznaczyć na wykup akcji i wynagrodzenia dyrektorów zarządzających. Zapisać można wszystko, papier jest cierpliwy, pieniądz zaś - pantha rhei – płynny. Trudno za nim nadążyć gdy już raz wpuści się go w obieg.

Czy historii zatoczy swoje koło i znów administracja federalna zostanie wystrychnięta na dudka? Prawdopodobnie tak. Z badań przeprowadzonych przez analityków Brooking Institute wynika, że prezesi chętnie wykorzystaliby dodatkowe środki na przejęcia, zakupy konkurentów i konsolidację rynku. Jedno jest pewne, w ten sposób nie powstanie żadne nowe miejsce pracy.

Wydaje się nawet, że niektóre ze spółek S&P 500 zaczęły już przygotowywać się na nowe prawo podatkowe. Firma inwestycyjna Black Rock twierdzi, że niektóre korporacje powoli skupują swoje akcje, przeznaczając na ten cel środki, przekraczające poziom zysku operacyjnego. Z perspektywy długoterminowej, jest to działanie wybitnie nieopłacalne. Chyba, że gra się pod coś o czym rynek jeszcze nie wie. Po sprowadzeniu funduszy z zagranicy, korporacje będą mogły przeznaczyć na uzupełnienie powstałej luki.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nowy Kongres popełni stare błędy i uchwali ulgi bez sankcji dla tych , którzy wykorzystają pieniądze niezgodnie z założeniami administracji. Będziemy mieli kolejne zwyżki na giełdzie, co przełoży się na premie dla prezesów i akcjonariuszy. Stracą głównie zwolennicy prezydenta. I to podwójnie. Raz, że odbierze im się złudzenie, że zmiana jest możliwa. Dwa, kolejne miejsca pracy.

Nie sposób zbudować bardziej efektywnej gospodarki bez inwestycji w infrastrukturę oraz umiejętności pracowników. Oba czynniki się ze sobą nierozerwalnie związane. Same fabryki czy ich wyposażenie, nie zapewnią stałego wzrostu gospodarczego. Podobnie jak najlepiej wyszkolony pracownik bez szans na znalezienie zatrudnienia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę