Kto truje, to ratuje, a kto się tylko promuje

Nie tylko Polska stawia na węgiel. Prezydent Donald Trump zapowiadał, że będzie starał się zapewnić Stanom Zjednoczonym energetyczną suwerenność i – mimo protestów – dał zielone światło do eksploracji złóż czarnego złota. Biznes ochoczo podchwycił wezwanie, wydobycie surowca jest o blisko 20% wyższe niż przed rokiem. Już teraz szacuje się wkład Stanów Zjednoczonych w emisję gazów cieplarnianych na 1/6 globalnego ogółu.

Amerykanie od lat nie ustają w wysiłkach, aby stać się światowym liderem w dewastacji środowiska naturalnego. Rabunkowe pozyskiwanie gazu łupkowego oraz wydobycie węgla kamiennego bardzo przybliża ich do celu. Tym bardziej, że po drugiej stronie Oceanu Spokojnego, dotychczasowy czempion ogranicza liczbę nowo otwieranych elektrowni na węgiel kamienny. Najnowsze dane – prosto z chińskiej prasy – wskazują, że w obecnym kwartale powstaną tylko 3 zakłady na 32 planowane. Z listy zamierzeń budowlanych na ten rok wykreślono 100 podobnych inwestycji.

Oczywiście, celem jest nie tylko pozycja lidera rewolucji ekologicznej. Państwo Środka nie chce bilansować globalnej emisji gazów cieplarnianych, ograniczając swój wkład, z powodu amerykańskiej ekspansji w tej dziedzinie. Oficjalnym powodem jest nadmiar mocy. Chińskie elektrownie zasilane paliwami kopalnianymi produkują obecnie więcej energii niż zgłaszane zapotrzebowanie.

Rząd w Pekinie nie chce budować nowych elektrowni węglowych, zamyka już działające i inwestuje w energię ze źródeł odnawialnych. Od 2013 roku Chiny wydają na ten cel więcej niż kraje Unii Europejskiej. W 2015 roku inwestycje Państwo Środka w czystą energię - ponad 100 miliardów dolarów - stanowiły 250% środków europejskich.

Nie koniec na tym. W maju rząd w Pekinie podpisał ze Stanami Zjednoczonymi umowę handlową, na mocy której chińskie firmy będą mogły kupować skroplony gaz bezpośrednio od amerykańskich   producentów. Jako, że jest to paliwo dużo czystsze ekologicznie – i tańsze – udział węgla będzie nadal spadał.

Działania rządu chińskiego idą niewątpliwe w dobrym kierunku, jednak – na przekór przytoczonym powyżej liczbom – ostrzegam przed przesadnym entuzjazmem. Gospodarka Państwa Środka jest nadal uzależniona od czarnego złota, a postęp – mimo gigantycznych nakładów inwestycyjnych – skromny. Od szczytu uzależnienia w 1978 (75%) udało się zmniejszyć udział węgla w miksie energetycznym do 62%. Dla porównania w Unii Europejskiej to zaledwie 20%, niemal tyle samo co ze źródeł odnawialnych – 19% (dane za rok 2015). W przypadku Stanów Zjednoczonych udziały wynoszą odpowiednio 16% i 10%.

Chiny zaspokajają tylko 2% swojego zapotrzebowania na energię ze źródeł odnawialnych. Jednak skala zaangażowanych przez Chiny środków finansowych oraz kierunek transformacji, daje Pekinowi silny mandat do stawiania się w roli przywódcy w walce ze zmianami klimatycznymi. Szczególnie w kontekście podejrzeń, że Donald Trump podważy ustalenia szczytu klimatycznego z Paryża (podpisanego wcześniej przez prezydenta Obamę).

Chiny już jakiś czas temu zauważyły, że o potędze nie świadczy tylko wielkość gospodarki czy ilość głowic atomowych w silosach, ale oddziaływanie za pomocą miękkiej władzy. Wystarczy nagłośnić plany działania, złożyć głośne deklaracje, aby w oczach opinii publicznej stać się światowym liderem. W świecie post-prawdy to wystarczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę