W Chinach kpią z ryzyka

Jak informuje Bloomberg, chińscy drobni inwestorzy odłożyli w produktach oszczędnościowych równowartość 9 bilionów dolarów. Jednak to nie wielkość zgromadzonych środków powinna budzić zdumienie, a raczej nonszalancja ciułaczy. Niemal połowa – 4,2 biliona – została ulokowana w produkty majątkowe (tzw. wealth management), które – co bardzo ciekawe – są postrzegane jako bezpieczne od ryzyka. Co więcej ogół oszczędności stanowi obecnie około 80% produktu krajowego brutto Państwa Środka. Mówienie w tym wypadku o braku ryzyka i bezpieczeństwie jest raczej nie na miejscu.

Sytuacja w Chinach jest dynamiczna. Państwo raz na jakiś czas daje szansę swoim obywatelom na pomnażanie bogactwa. Był moment gdy rozbudził się rynek nieruchomości, aby po roku runąć z hukiem. W 2015 roku władze pozwoliły grupom obywateli na inwestowanie na giełdach, zachęcając ich do tego reklamami telewizyjnym. Rzeczywiście po pół roku niebywałej hossy, nastąpił spektakularny krach, który doprowadził do bankructwa wielu inwestorów. Sparzeni już dwukrotnie Chińczycy znaleźli nowe źródło pomnażania pieniędzy – bankowe (i poza bankowe) produkty finansowe zarządzania majątkiem.

Skala powierzonych przez obywateli Państwa Środka pieniędzy jest już tak duża – wspomniane już 80% PKB , że władze w Pekinie postanowiły – na wszelki wypadek – ogłosić, że nie będą ratować inwestorów w razie problemów instytucji finansowych z wypłatą zgromadzonych oszczędności. Mimo zapewnień, przeciętni Chińczycy nie wierzą w zapewnienia rządzących, że pozwolą one na upadek molochów i nadal lokują ciężko zarobione juany w coraz bardziej wymyślne produkty oszczędnościowe.

Z resztą trudno uwierzyć w ostrzeżenia o ryzyku, skoro rynek produktów finansowych, pomnażających chińskie majątki przynosi inwestorom spore korzyści i rośnie w zastraszającym tempie od 2 bilionów juanów w roku 2009 do 30 bilionów w zeszłym. Dlaczego tak jest? Na ponad 180 000 produktów oszczędnościowych oferowanych przez instytucje finansowe zaledwie mniej niż 50(!) poniosła straty. Średni, roczny zwrot z inwestycji wynosi zaś 4,3 procenta. Dla porównania stopa depozytowa w banku to 1,5%. Sukces jednych przyciąga kolejnych chętnych. Niektórzy analitycy chińskiego rynku twierdzą, że dla ostudzenia zapału przydałby się kontrolowany upadek jednego z funduszy, aby inwestorzy docenili wagę rządowych ostrzeżeń. Inni uważają, że już jest za późno, gdyż napompowana chciwością bańka już jest bliska pęknięcia.

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że działania chińskiego rządu, który cały czas stara się stabilizować rozpędzoną gospodarkę, dają inwestorom mylne sygnały. Na przykład w momencie, gdy bank centralny podwyższa stopy procentowe, aby ograniczyć inwestycje oraz zmniejszyć opłacalność lewarowania, jednocześnie rośnie oprocentowanie lokat, a zatem też presja na fundusze, aby zwiększyć zwrot z oszczędności, ponad bankowe minimum.

Łatwo zauważyć, że przy rosnących kosztach obsługi zadłużenia, trudniej jest generować wysokie stopy zwrotu i zadowolić liczących na ponadprzeciętne zyski inwestorów. Tymczasem presja jest olbrzymia, bo każde wahnięcie w wycenie wartości jednostki może sprowokować odpływ środków do instytucji, która w danym momencie chwali się wynikiem lepszym od przeciętnego.

Widząc samonapędzającą się spiralę władze w Pekinie pracują nad regulacjami instytucji finansowych, zarządzających majątkiem Chińczyków. Poza brakiem państwowych gwarancji, rząd chce wprowadzić ograniczenia w reklamowaniu usług oraz naganianiu klientów. Oferujący produkty oszczędnościowe mają uprościć swoje oferty i zwiększyć ich transparentność, aby klienci wiedzieli w co naprawdę inwestują za nich wynajęte fundusze. Podobnie jak ma to miejsce w Polsce, powiernicy musieliby określać profil inwestycyjny potencjalnych klientów, aby dopasować rozwiązania finansowe, do zakresu ryzyka, na jaki są oni gotowi.

Klasycznie, większość środków finansowych jest zainwestowana w: obligacje, gotówkę na lokatach oraz waluty na rynku pieniężnym. Tylko około 25% to udziały w funduszach wzajemnych czy niestandardowych produktach kredytowych. Zainwestowanie tak olbrzymich pieniędzy w setki tysięcy produktów wymagało czasu. Gdy wybuchnie panika i ciułacze będą chcieli wycofać oszczędności, bez dwóch zdań - nastąpi kryzys płynności.

Niestety taka jest cena bycia kapitalistą w świecie kontrolowanym przez chciwość i wszechpotężne państwo. Okazje na wzbogacenie się są rzadkie, więc raz odkryte eksploatowane są aż do eksplozji. Tak było z rynkiem nieruchomości czy chińskimi giełdami. Gigantyczna dynamika, miraż niewyobrażalnych zysków, a potem bańka pękała i ciułacze zostawali z ułamkiem tego co pierwotnie zainwestowali. Jak twierdzą analitycy Bloomberga nikt nie ma wątpliwości, że ze środkami zgromadzonymi w funduszach będzie tak samo. To tylko kwestia czasu, choć pieniądze wciąż płyną, bo każdy chce jeszcze zarobić przed kryzysem, mimo że tym samym przyspiesza jego przyjście. Zapewnień, że rząd umywa ręce nikt nie bierze na poważnie, wszak większość oferujących produkty zarządzania majątkiem to państwowe instytucje finansowe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę