Chińczycy wykupują Niemcy

Najnowszy raport Fundacji Bertelsmanna przynosi ciekawe spojrzenie na temat chińskich inwestycji w niemiecką gospodarkę.

Tytułem wstępu przypomnę, że firmy z Państwa Środka, dysponujące olbrzymimi zasobami gotówki, ruszają na podbój zagranicznych rynków, nie tylko zalewając je własnymi towarami. Ponieważ zdobywanie rynku amerykańskiego – dzięki silnemu oporowi tamtejszej administracji, że wspomnę tylko o nieudanym przejęciu Qualcommu (niby przez Singapurczyków, ale wiadomo kto za tym stał) – idzie opornie, Chiny zwróciły baczniejszą uwagę na Stary Kontynent.

W ramach strategii „Made in China 2025”, która ma przekształcić kraj z „fabryki świata” w lidera technologicznego, Pekin kupuje udziały w najbardziej zaawansowanych spółkach naszego zachodniego sąsiada. Głównym celem są przedsiębiorstwa: motoryzacyjne, biomedyczne i produkujące roboty.

W raporcie Bertelsmanna można przeczytać, że 112 z 175 bezpośrednich chińskich inwestycji z lat 2014-17 dotyczyło sektorów, w których Państwo Środka chce dominować do końca 2025 roku.

Na początku zeszłego roku niemiecka prasa pisała ze zdziwieniem, ale i zainteresowaniem, o chińskiej Midei przejmującej – za 5 miliardów dolarów - producenta robotów, Kukę. Bardziej alarmistyczne artykuły pojawiły się w lutym bieżącego roku. Mało znany publicznie, ale niezwykle silny koncern motoryzacyjny Geely Automotive (właściciel marki Volvo) podwyższył swoje udziały w Daimlerze do niemal 10%.

Zeszłoroczne inwestycje Chin w Europie zamknęły się kwotą ponad 80 miliardów dolarów z czego połowę pochłonął zakup szwajcarskiego producenta nasion modyfikowanych, Syngent. Skala chińskiej obecności na Starym Kontynencie ciągle wzrasta. Najnowsze wiadomości mówią o kolejnej próbie wykupienia 20% udziałów w spółce 50Hertz, właściciela niemieckiej sieci wysokiego napięcia, przez państwową firmę z tej samej branży, State Grid Corporation (SGC).

Raport Bertelsmann zwraca uwagę, że udziałów w niemieckich - czy szerzej, europejskich – spółkach, szukają głównie prywatne przedsiębiorstwa. Państwowe inwestycje – jak wspomniana powyżej SGC, to zaledwie 20% wszystkich transakcji. Jednak autorzy publikacji widzą dwa zasadnicze problemy.

Po pierwsze, przy nieprzejrzystych strukturach chińskiej gospodarki, nigdy nie można do końca przewidzieć, w którym momencie inwestycja prywatna stanie się nagle państwowa. Nie raz już zdarzało się, że spółki były nacjonalizowane pod byle pretekstem, w ciągu jednej nocy, jak Angbang Insurance.

Po drugie, dzięki udziałom w spółkach niemieckich, chińscy właściciele otrzymują bezpośredni dostęp do rynku wspólnotowego, dla własnych produktów czy usług. Niestety bez wzajemności. Dla spółek europejskich, w których biznesmeni z Państwa Środka są mniejszościowym udziałowcem, chiński rynek wewnętrzny jest zamknięty.

Zwiększenie chińskiej obecności w Europie jest dostrzegalne i - coraz częściej - uznawane za problematyczne. Autorzy raportu Fundacji Bertelsmanna wskazują na rażący brak symetrii w rozwoju stosunków gospodarczych między stroną chińską i niemiecką. Niepokoi ich zwłaszcza rosnąca skala inwestycji, szczególnie w sektory przyszłościowe.

Publikacja ujrzała światło dzienne w dobrym momencie. Za naszą zachodnią granicą trwa publiczna debata nad ustawieniem ram działania dla inwestorów zagranicznych. Do tej pory kontroli podlegały przejęcia udziałów powyżej 25%. Fundacja Bertelsmanna sugeruje obniżenie granicy do 10%.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę