Co ma fastfood do otyłości biednych?

Stereotypy dotyczące społeczeństwa są bardzo silne. Politycy, publicyści, zwykli ludzie, a nawet socjologowie posługują się nimi, często bez głębszej refleksji - czy choćby cienia wątpliwości - co do ich prawdziwości. Skoro egzystują w debacie publicznej, to znaczy że ktoś te zjawiska kiedyś przebadał i doszedł do obiegowych wniosków. Dobrze, że raz na jakiś czas pojawi się śmiałek (albo nawet cała ich grupa), który zadaje sobie trud, aby prześwietlić komunały.

Fastfoody są obwiniane o szkodliwe oddziaływanie na zdrowie społeczeństwa. Potrawy tam serwowane posiadają zbyt wiele tłuszczu, soli, cukru oraz kalorii, co – przy wysokiej ich popularności – skutkuje rosnącą epidemią otyłości. Na dodatek posiłki są stosunkowo tanie, więc przyjęło się zakładać, że ich odbiorcami są głównie osoby o niższych dochodach. Sprawy zaszły tak daleko, że niektóre władze lokalne - w Stanach Zjednoczonych - zabraniały otwierania nowych fastfoodów, wiążąc ich obecność w biednych dzielnicach, ze wzrostem nadwagi u mieszkańców.

W świadomości społecznej wytworzył się ciąg logiczny: fastfoody serwują niezdrowe jedzenie, ale że są tanie, więc stołujący się tam ludzie – głównie biedni - mają nadwagę.

Tymczasem warto zwrócić uwagę na badania Jaya Zagorsky’ego i Patricii Smith, opublikowane w czasopiśmie   Economics & Human Biology. Wykorzystując dostęp do dużej próbki amerykańskiej populacji udało im się obalić popularny mit, że ludzie biedni są częstszymi klientami fastfoodów, niż przedstawiciele innych klas społecznych.

Zasadniczo, wracając do sieci oferujących szybkie posiłki, wszyscy - niezależnie od poziomu dochodów - z nich korzystają. 79% Amerykanów stołuje się w sieciach fastfoodów przynajmniej raz na trzy tygodnie. Przy czym do uzależnienia od nich przyznaje się większy odsetek przedstawicieli klasy średniej – 85%, niż najbogatsze 10% społeczeństwa - 75%. I prawdopodobnie mają podobne poczucie winy, że sięgają po „niezdrowe” jedzenie.

Inne spojrzenie na zjawisko żywienia się w fastfoodzie daje pytanie o ilość posiłków spożywanych w sieciach szybkiego jedzenia w ciągu ostatnich trzech tygodni. Średnia Amerykańska wynosi 3,7. I znów bogatsi jedzą ich mniej – 3 na 3 tygodnie, a klasa średnia nawet powyżej 4ech.

Ponieważ autorom badania udało się zbierać dane do analizy przez cztery lata, mogli oni prześledzić czy zmiany w dochodach, a więc przejście pomiędzy klasami społecznymi, zmienia nawyki żywieniowe i częstotliwość korzystania z sieci fastfoodwych. Okazuje się, że nawyki jedzeniowe są trwalsze niż zamożność obywateli. Spadek czy wzrost rozporządzalnego przychodu, nie wpływał wyraźnie na zmianę decyzji o jedzeniu w restauracjach czy barach szybkiej obsługi.

Ponieważ badania wskazują wyraźnie, że odbiorcami jedzenia w fasfoodach są przedstawiciele klasy średniej, więc wszelkie administracyjne ograniczenia w budowaniu kolejnych lokalizacji barów w ubogich dzielnicach nie ogranicza fali otyłości. Zauważono nawet tendencję odwrotną, znacznie szybsze przyrastanie problemów z nadwagą w regionach objętych zakazem budowania nowych fastfoodów. Lepszą inicjatywą przeciwdziałającą otyłości jest podatek od sprzedaży napojów gazowanych i słodzonych.

Zagorsky i Smith zwracają też uwagę, że jedzenie w fastfoodach nie jest tanie. To znaczy jest – średnia cena posiłku to 8 dolarów, ale tylko w porównaniu do stołowania się w prawdziwych restauracjach – 15 dolarów na osobę. Dla czteroosobowej rodziny – szczególnie ubogiej – jest to wydatek zbyt duży, żeby mógł być regularny. Stanowiłby wówczas ponad 1/3 rocznych dochodów.

Skoro ograniczenia administracyjne co regulowania ilości fastfoodów w danym regionie nie ograniczają epidemii otyłości, można spróbować innych dróg. Autorzy raportu zwracają uwagę na dwa aspekty.

Po pierwsze ważna jest świadomość konsumentów. Ci, którzy mają czas na czytanie etykiet ze składem kupowanych produktów, podejmują bardziej świadome decyzje.

Po drugie – krótsze i bardziej regularne godziny pracy. Siedzenie w biurach do późna sprzyja sięganiu po szybkie jedzenie, które w dużej mierze zaspokaja braki cukru w organizmie. Posiłki stają się dużo zdrowsze gdy ludzie mają czas na ich samodzielne przygotowanie i spożywanie w nieśpiesznej atmosferze.
Ale czy to jest w ogóle realne?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę