Olimpijski spokój sektora bankowego

Miesiąc temu pisałem, że szeroko rozumiany fintech – a więc spółki technologiczne, jak: Google, Apple, Amazon, Alibaba czy Microsoft - mogą zagrozić pozycji sektora finansowego, przejmując część bardziej wartościowych operacji.

Banki i instytucje finansowe wydają się być na straconej pozycji. Po pierwsze ich działania są poddane regulacjom, które jak gorset uniemożliwiają szybkie ruchy. Po drugie, ostatnią dekadę spędziły na odgruzowaniu pobojowiska po recesji z 2008ego roku, a więc obniżaniu kosztów, redukcji etatów i podnoszenia opłat. I po trzecie, nie posiadają takiej ilości wolnych środków na inwestycje w nowe technologie i przejęcia, jak spółki fintech. Akcjonariusze – po kilku chudych latach - nie pozwoliliby na to.

Jednak co ciekawe, bankowcy wcale nie postrzegają swojej branży za atrakcyjną. W ramach panelu dyskusyjnego prowadzonej przy okazji Forum Biznesowego SWIFT w Londynie, w kwietniu tego roku, prelegenci – reprezentujący sektor finansowy – zauważali, że dochodowość ich spółek jest daleko niższa, niż firm technologicznych.

Rzeczywiście, zestawiając zwrot z kapitału na jedną akcję, który jest popularną miarą rentowności inwestycji: Apple (37%), Microsoft (29%), Facebook (24%), Amazon (13%), pozostawiają w tyle największe amerykańskie banki: Wells Fargo (11%), JPMorganChase (10%) czy Morgan Stanley (8%).

Co jeszcze ciekawsze, większą - niż instytucje finansowe - rentownością mogą się pochwalić firmy, takie jak Visa (20%) czy PayPal (12%). To właśnie one są chętne w wiązaniu swoich siły ze spółkami technologicznymi, aby wyciąć jak największy kawałek bankowego tortu dla siebie – a przynajmniej ściągnąć z niego wszystkie wisienki.

Zestawienie rentowności ma jednak to do siebie, że jest tylko zdjęciem bieżącej sytuacji finansowej spółek. Tymczasem od załamania po Wielkiej Recesji, po dużej ilości gotówki wpompowanej przez rząd i bank centralny, a następnie niebanalnych cięciach podatkowych, amerykańska bankowość stanęła na nogi. Na Wall Street znów płaci się specjalistom więcej niż w Dolinie Krzemowej. Zyskowność branży się podnosi, i raczej trudno sobie wyobrazić, żeby – choć oczywiście mogło by tak się zdarzyć – instytucje finansowe generowały gigantyczne koszty, aby zniechęcić potencjalnych chętnych do przejęcia.

Tym bardziej, że nikt o zdrowych zmysłach nie ma zamiaru przejmować JPMorgana czy Bank of America. Działalność PayPala, Amazona czy Apple’a zmierza do przejęcia – na przykład – bezpośrednich rozliczeń z klientami, za zakupy dokonywanych online. To olbrzymi – i stale rosnący – strumień gotówki, z którego – do tej pory – banki odcinały sobie małą prowizję. A co będzie jak wyschnie?

Poza tym niska rentowność, to żaden argument. Sprzedaż cd z muzyką, filmów na dvd czy książek, też nie było specjalnie zyskowne. Wystarczyło przedefiniować pojęcie nośników i nagle okazało się, że można na ich obrocie dobrze zarobić. Podobnie jest z branżą spożywczą, czy szerzej handlem detalicznym. Amazon i Alibaba bez pardonu podgryzają dotychczasowych liderów rynku, mimo że jest to sektor znany z tego, że zyski przynoszą duże obroty, a nie wysokie marże.

Z drugiej strony, branża bankowa liczy też, że gorset regulacji, które ją krępuje zadziała odstraszająco na ewentualną konkurencję ze świata fintech. Jednak jak zauważa dziennikarz Quartza, John Detrixhe, to kolejny błąd. Bankowość klnie, ale lubi swoje ograniczenia, bo dają poczucie bezpieczeństwa i równych zasad dla wszystkich. Z kolei startupy budują swoją przewagę na omijaniu regulacji i przepisów oraz szukania w nich luk, aby zagarnąć jak najwięcej rynku.

Trudno zrozumieć, skąd tak wielkie pokłady optymizmu u amerykańskich bankierów i finansistów. Czytając relacje z londyńskiego Forum Biznesowego SWIFT można dojść do przekonania, że rzeczywiście wierzą oni w argumenty o niskiej zyskowności i odstraszających regulacjach. Być może ostatnia dekada nauczyła ich, że będąc zbyt wielkimi by upaść, nie straszne im targające światem katastrofy.

Branża detaliczna, w obawie przed wielkim i złym Amazonem, przekształca się. Zmienia reguły działania, inwestuje w handel online i redukuje rozbudowane sieci sprzedaży. Walmart czy Macy’s starają się nadążyć za zmieniającymi się gustami oraz nawykami klientów. Okazuje się, że w walce z gigantami handlu online nowoczesne urządzenia – smartfony, tablety czy smartwatch’e - mogą być sprzymierzeńcem prawdziwych sklepów.

Tymczasem branża finansowa śpi snem spokojnym. Być może właściciele Wells Fargo czy Goldman Sachsa czekają, aż na specjalnie zwołanych konferencjach Zuckerberg albo Bezos ogłoszą przejęcie ich spółek. Historia działań spółek technologicznych niczego ich nie nauczyła. One nie przejmowały liderów rynków, aby sięgać po udziały w branżach. Fintech je sprytnie omijał, z alternatywnymi rozwiązaniami, które pokochali klienci.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę