Straty na patentach


Główną osią wojny handlowej pomiędzy Waszyngtonem i Pekinem jest nieposzanowanie przez Chińczyków amerykańskiej własności intelektualnej. Intellectual property (IP) obejmuje: patenty, znaki handlowe, wzory przemysłowe, licencje, prawa autorskie oraz tajemnice handlowe.

Według sondażu CBNC, wykonanego na próbie spółek z S&P 500 (największych amerykańskich korporacji), 20% przedsiębiorstw twierdzi, że Chiny kradną ich pomysły, nie rozliczając się z zysków.

Przywłaszczenie cudzych patentów czy wykorzystywanie pomysłów biznesowych może sprawiać wrażenia czegoś mało ważnego, szczególnie w porównaniu z kradzieżą przedmiotów fizycznych. Jednak dla najpoważniejszych spółek stanowi nie lada kłopot, bo oznacza utratę nie tylko zysków, ale też klientów, rynków, a przede wszystkim - okazji biznesowych.

Jak podaje magazyn Forbes, w ramach negocjacji pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem, przedstawiciel handlowy Stanów Zjednoczonych oszacował stratę – spowodowaną kradzieżą własności intelektualnej przez firmy z Państwa Środka - na kwotę od 225 do nawet 600 miliardów dolarów. Rocznie.

Szerokość widełek domniemanego uszczerbku dochodów amerykańskich korporacji może sugerować, że własność intelektualna jest pojęciem dość mglistym. Tym niemniej  – jak zauważa magazyn Harvard Business ReviewIP stanowi 80% wartości spółek giełdowych, ze wspomnianego już indeksu S&P 500.

W tym miejscu warto zastanowić się nad genezą zjawiska kradzieży własności intelektualnej. W normalnych warunkach mówilibyśmy o szpiegostwie przemysłowym oraz – szczególnie w dzisiejszych czasach – o cyberatakach. Tymczasem w opisywanym przypadku, ofiara (Stany Zjednoczone) same złapały się w pułapkę.

W ramach globalizacji, i poszukiwania nowych tańszych lokalizacji dla swojej produkcji, Amerykanie (ale nie tylko oni) niefrasobliwie inwestowali w zakłady na terenie Chińskiej Republiki Ludowej. Licząc na omnipotencję własnego rządu i siłę amerykańskiego prawa, nie przejmowali się klauzulami, znajdującymi się w umowach, podpisywanych ze stroną chińską. Bardzo często warunkiem pomyślnej inwestycji było przekazanie technologii produkcji lub licencji.

Po wygaśnięciu kontraktu, strona chińska przejmowała zakład produkcyjny i kopiowała rozwiązania technologiczne do innych fabryk. Nowy produkt miał wszystkie cechy oryginału, poza nazwą oraz logiem. Często się też zdarzało, że - dzięki zastosowaniu metody ciągłego doskonalenia - oferta Chińczyków była nie dość, że tańsza to jeszcze... nowocześniejsza.

Dopóki chińskie podróbki nie opuszczały granic Państwa Środka, a dodatkowo były synonimem tandety, nikomu – łącznie z amerykańską administracją i wymiarem sprawiedliwości – to nie przeszkadzało. Jednak gdy Chiny zaczęły dostarczać produkty nowoczesne, które wypierały amerykańskie z rynków zbytu, Waszyngton – wspierany przez korporacje - postanowił działać.

Dodatkowo, od roku 2008 można zauważyć wzmożoną pracę chińskich urzędów patentowych, które rejestrują patenty, znaki handlowe oraz wzory przemysłowe. W ciągu dekady – od roku 2008 do 2017 - ilość rejestrowanych rocznie patentów skoczyła z 240 tysięcy do 1 miliona 300 tysięcy, znaków z 670 tysięcy do 6 milionów 380 tysięcy, a wzorów z 380 tysięcy do 857 tysięcy.

Skoro Chiny wzięły się za ochronę własności intelektualnej, Amerykanie liczą, że zmuszą Pekin do respektowania swoich praw. Jak to mówią przedstawiciele innej nacji, która też bardzo bierze sobie do serca kwestie własności intelektualnej: posmatrim, uwidzim.

Póki co nie wróżę Stanom Zjednoczonym znaczącego sukcesu w tej rozgrywce. Ich akcja jest spóźniona o co najmniej dekadę. Waszyngton może wprawdzie straszyć sankcjami, ale wszyscy wiedzą, że szybko sam stanie się ich ofiarą. Co więcej, wkrótce może się okazać, że to chiński wymiar sprawiedliwości będzie ścigał naruszenia praw rodzimych producentów ... przez spółki amerykańskie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę