Bank Światowy: bardziej opłacalna pomoc w gotówce
Ponieważ na Zachodzie słowa „recesja” oraz „kryzys” są
odmieniane przez wszystkie możliwe – i niemożliwe – przypadki, a oba
należą do kategorii samospełniających się przepowiedni, możemy być więc
pewni, że czeka nas – w najbliższej przyszłość – okres ekonomicznych
turbulencji.
Oznacza to: spowolnienie gospodarcze, spadek produkcji,
zmniejszenie wymiany handlowej, być może klika mniej lub bardziej
spektakularnych bankructw. Powyższe spowoduje: wzrost bezrobocia,
zmniejszenie zatrudnienia, poszerzenie obszarów ubóstwa oraz brak
wystarczających środków w budżetach na pomoc socjalną.
Cykliczność gospodarki jest traktowana jako oczywisty
sposób na oczyszczenie rynku z podmiotów, które są niewystarczająco
przygotowane na ekonomiczne wstrząsy – finansowo lub politycznie. Nikt się
nie przejmuje spadkiem ilości miejsc pracy. Podobno „ gdzie drzewa rąbią, tam
wióry lecą”. Powszechnie sądzi się, że wraz z kolejnym ożywieniem, przedsiębiorstwa
przywrócą zatrudnienie.
Tymczasem dwie ostatnie recesje – pierwsza z roku
2000 i druga z 2008 – miały bardzo negatywny charakter. Po żadnej z nich nie
udało się w pełni „odzyskać” utraconych miejsc pracy, a przynajmniej nie w
formie etatów, a raczej mniej korzystnych kontraktów i innych alternatywnych
form zatrudnienia. Oczywiście wskaźniki bezrobocia są bardzo niskie i mogłyby
świadczyć, że wszystko jest w porządku, ale niestety – odsetek osób czynnych
zawodowo ciągle maleje.
Co więcej ostatnia recesja – zwana dla niepoznaki Wielką –
pokazała, że administracja państwowa - w momencie zagrożenia
gospodarczego - nie staje po stronie obywateli, ale wspiera pieniędzmi z
budżetu zagrożone upadkiem spółki. Dla niektórych może to być słuszne
działanie, bo przecież to właśnie sprawne firmy dają miejsca pracy i napędzają
ożywienia.
Kłopot w tym, że ratując - za państwowe pieniądze - bankrutów,
zaprzeczamy podstawowemu celowi recesji – usunięcia niegospodarnych organizacji.
Na dodatek, - co może być dla niektórych sporym szokiem – spółki są jedynie
bytami prawnymi, które nie cierpią z powodu kryzysu i recesji.
Za to zatrudnieni w nich ludzie – jak najbardziej.
Zresztą pokłosiem „ratowania” Zbyt-Wielkich-By-Upaść,
jest obecna fala populizmu i spadek zaufania do demokracji jak świat długi
i szeroki. Bo w 2008 roku to właśnie liberalna demokracja „dała ciała”. Ale to
na marginesie.
Zanim więc znów z całym impetem wpakujemy się w kolejną
recesję, warto już dziś spojrzeć na problem zabezpieczeń społecznych.
Nie będę w tym miejscu streszczał bardzo ciekawego rozdziału
książki Rutgera Bregmana „Utopia dla realistów” na temat pomocy
społecznej. Jednak co w nim najbardziej uderza to fakt, że dotychczasowe
sposoby realizacji planów: zmniejszenia bezrobocia, aktywizacji zawodowej czy
najprostszego wsparcia dla osób o niskich dochodach, realizowane są przez
barokowe – a może nawet rokokowe – struktury administracyjne, które nie
dość że nie poprawiają bytu beneficjentów, to jeszcze skazują ich na
upokorzenie.
Dzieje się tak podobno z powodu braku szerszej refleksji
nad sposobem działania pomocy społecznej i przestarzałych paradygmatów,
którymi kierują się tego typu instytucje, jak choćby ten, że „głodnemu
trzeba dać wędkę, a nie rybę”.
Tymczasem jak się okazuje z licznych badań, osobom ubogim
najbardziej brakuje … pieniędzy.
Potrzebę tak zwanego CCT (z angielskiego: warunkowych
transferów gotówki) - jako pokłosie szalejącej wówczas Wielkiej Recesji - dostrzeżono
w Banku Światowym w 2009 roku. Oficjalny raport zachwala programy
bezpośredniego przekazywania pieniędzy potrzebującym, jako najlepszego sposobu
zwalczania ubóstwa.
Okazuje się, że biedni, którzy otrzymują gotówkę, nie
lecą od razu do monopolowego, ale bardzo rozsądnie inwestują w edukację
własną oraz dzieci, a także w zakup środków niezbędnych do prowadzenia
działalności gospodarczej. Co więcej robią to bardziej efektywniej niż
dotychczasowe programy wsparcia pośredniego, szkoleń, kursy pisania CV czy
szukania tymczasowych zajęć przez urzędników.
Dekadę po pierwszej nieśmiałej publikacji Fiszbain’a i
Schady’ego, Bank Światowy opublikował kolejny raport na temat transferów
pieniężnych. Tym razem z problemem zmierzyli się David Evans oraz Anna
Popova z Uniwersytetu Stanforda.
W artykule wprowadzającym można przeczytać, że w oparciu o
liczne badania empiryczne i ilościowe stwierdzono, że obawy, iż osoby ubogie
wykorzystają warunkową lub bezwarunkową pomoc finansową na zakup alkoholu lub
innych używek, są nieuzasadnione.
Badacze podkreślają, że beneficjenci pomocy bezpośredniej
nawet zmniejszają wydatki na używki, inwestując środki w edukację dzieci
lub własną, niezależnie od tego czy był to podstawowy warunek otrzymania
pieniędzy, czy nie. Czyli, że ludzie którzy mają dostęp do gotówki, wykorzystują dodatkowe środki do poprawy własnego statusu. Nawet jak się
ich do tego nie zmusza.
Niebywałe.
Na marginesie, okazuje się, że lepsze wyniki osiągają
gospodarstwa domowe, w których na straży budżetów stoją kobiety.
Komentarze
Prześlij komentarz