Amazon. Zbawca czy zagrożenie?
Zdominowanie niemal połowy istniejącego handlu online w
Stanach Zjednoczonych, jeszcze nie oznacza pełnego sukcesu. Tak, Amazon jest
największy w swoim sektorze, rozszerza działalność na inne branże i coraz
bardziej zagraża potentatom handlu, z krwi i kości (jak Walmart).
Jednak faktyczny udział handlu online w ogólnym
amerykańskim handlu detalicznym jest skromny, zaledwie 16%. W
Zeszłym roku przychody handlu detalicznego wynosiły 3,7 biliona dolarów, a
handlu online - „tylko” 600 miliardów.
Sam Amazon wypracował w zeszłym roku 233 miliardów
dolarów, ale już udział produktów spożywczych to jedynie 20 miliardów.
Przychody największego tradycyjnego konkurenta, Walmartu, były w
tym samym czasie ponad dwukrotnie wyższe – 514 miliardów. Prawdziwa
przepaść dotyczy zakupów produktów spożywczych. W tym sektorze
Walmart kładzie Amazona na obie łopatki, jego przychody za zeszły rok
wyniosły 270 miliardów dolarów.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Bo Amazon, mimo wspomnianej powyżej luki w handlu spożywką,
jest uważany przez analityków za głównego beneficjenta zamieszania z
koronawirusem. Po amerykańsku można powiedzieć, że in Amazon we trust.
Czy słusznie?
Faktycznie spółka z Seattle działa od początku ogłoszenia
ogólnoświatowej pandemii znacznie lepiej i sprawniej, niż jakakolwiek
administracja rządowa.
Spodziewając się nadciągających problemów, Amazon:
- zatrudnił –
w samych Stanach Zjednoczonych – ponad 100 000 ludzi, do obsługi
magazynów.
- w ramach zwiększania
zachęt, podniósł wszystkim pracownikom liniowym pensje o 2 dolary
za godzinę.
- nadał towarom
pierwszej potrzeby wyższy priorytet, odmawiając handlującym mniej istotnymi
towarami miejsca w swoich magazynach,
- ambitnie walczył
ze sprzedawcami, którzy próbowali spekulować na produktach pierwszej
potrzeby, zawyżając ceny.
Co więcej, spółka przeznaczyła spore fundusze na wsparcie
lokalnych firm w Seattle, aby przetrwały najgorsze chwile dekoniunktury. Czy
powyższe działanie nie przypomina pakietu stymulującego?
Trzeba przyznać, że posunięcia Amazona przypominają
działania dobrze funkcjonującego rządu, który dba o swoich obywateli
– o ile wykupili program Prime, zapewniając im papier toaletowy,
jedzenie oraz domową rozgrywkę. Choć już pojawiają się sygnały, że obiecywana
dostawa następnego dnia zaczyna szwankować, gdy z rynku zaczynają znikać
najbardziej popularne produkty.
Właśnie w tym zasadza się kłopot z oceną roli Amazona.
Dla analityków posunięcia spółki przypominają formę pomocy administracyjnej dla
najbardziej potrzebujących. Problem polega na tym, że spółka z Seattle nie
jest, nie była i nie będzie organizacją charytatywną, a zwykłym biznesem
nastawionym na zysk.
To, że jest ona dobrze zarządzana i przygotowała się
– z wyprzedzeniem, czego nie można powiedzieć o wielu rządach – na nadciągający
kataklizm, nie tworzy z niej automatycznie obrońcy demokracji i ładu
społecznego. Amazon będzie z pewnością korzystał ze swojej
zapobiegliwości, podczas, gdy konkurenci będą bankrutować.
Pytanie czy Amazon to gigant, który przetrwa pandemię
koronawirusa i wyjdzie z niej wzmocniony, jest otwarte. Wiele będzie
zależało od dalszego rozwoju sytuacji.
Kluczowe dla Amazona są centra dystrybucji, do
których trwa rekrutacja, i - jeśli zacznie szaleć bezrobocie - praca w nim
stanie się nieosiągalnym przywilejem.
Przy obecnej dynamice pandemii, łatwo sobie wyobrazić, że wystarczy
jeden przypadek zakażenia, aby cały hub został unieruchomiony. Być może
przestój będzie trwał, tyle czasu ile
potrzeba na sprawną dezynfekcję. Ale skądś trzeba będzie ściągnąć
nową obsługę, gdy poprzedni pracownicy pójdą na kwarantannę.
Podobnie jest z uzależnieniem od transportu. Jeszcze
do niedawna dla spółki z Seattle pracowały wszystkie liczące się firmy
kurierskie. Jednak od pewnego czasu Amazon postawił na własny kanał
transportowy, ograniczając współpracę z UPSem, i zawieszając z Fedexem.
(Przez pewien czas, nawet niezależni handlowcy, działający przez platformę
Marketplace, mieli zakaz korzystania z usług Fedex’u).
Stworzenie własnej sieci dystrybucyjnej to działanie
uniezależniające od zawirowań, które mogą dosięgnąć spółki kurierskie, Nie
trudno jednak zauważyć, że w obecnej sytuacji kierowcy Amazona są tak
samo narażeni na zarażeniem wirusem, jak pracownicy każdej inne firmy
spedycyjnej. To kolejne kruche ogniwo.
Spółka z Seattle może też liczyć, że jej dobry PR i
sprawni lobbyści, zapewnią jej możliwość działania w sytuacji pełnej
kwarantanny, gdy władze – czy to federalne, czy stanowe – zdecydują się na
całkowite zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych, bojąc się o ryzyko
roznoszenia wirusa. Kurierzy Amazona byliby wówczas jak aniołowie,
dostarczający klientom nie tylko otuchę, ale też … kilka zamówionych produktów.
Póki co nie zanosi się na spełnienie równie katastroficznych
wizji, choć trzeba przyznać, że Amazon wydaje się być gotowy na najgorsze.
Pytanie: co się stanie po kryzysie? Czy spółka Jeffa Bezosa
będzie nadal największym detalistą online, czy zagospodaruje cały handel
detaliczny w Stanach Zjednoczonych?
A może ambicje sięgną jeszcze dalej…
Komentarze
Prześlij komentarz