Po co pomagać Amazonowi?

Jakiś czas temu pisałem, jak świetnie Amazon radzi sobie z okiełznaniem pandemii koronawirusa – w porównaniu z administracją państwową (nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale też wielu krajów europejskich). Zamiast zwalniać – zatrudniał, zamiast obcinać pensje – podnosił, walczył ze spekulantami zawyżającymi koszty podstawowych produktów, wietrzył magazyny z towarów, które nie były pierwszej potrzeby, wreszcie wspierał firmy działające w okolicach Seattle, będące zależne od działania spółki.

Widząc, jak dobrze radzi sobie prywatna spółka, szczególnie w kontekście panicznych i często chaotycznych działań władz lokalnych czy państwowych, pozwoliłem sobie nawet na zadanie pytania, czy ambicje Jeffa Bezosa. Czy dotyczą tylko dominacji na rynku sprzedaży online, czy może będzie on próbował sięgnąć po większy kawałek toru całego tak zwanego retailu, czy może marzy mu się fotel w Białym Domu.

Kolejne miesiące pandemii dały już odpowiedź na moje wątpliwości.
Jeff nie został zbawicielem świata, i zajął się powiększaniem swojego majątku, na przykład po przed skupowanie taniejących nowojorskich nieruchomości. Ewentualnie rywalizowaniu z Muskiem, czyja firma będzie dominowała w przestrzeni kosmicznej (póki co Musk jest górą).

Z kolei działania Amazona okazały się skupione tylko na zyskaniu doraźnej przewagi biznesowej. We wszystkich `procedurach koronawirusowych chodziło bardziej o zastraszenie własnych pracowników i zmuszenie ich do większego wysiłku, a nie o chronienie ich przed zakażeniem czy jego skutkami.

Na tym jednak nie koniec. Gigant handlu online skrupulatnie wykorzystał słabszą koniunkturę i kłopoty konkurentów, do rozbudowy sieci, stawiając nowe centra logistyczne.

Wielokrotnie pisałem, że przyznawanie pomocy finansowej ze strony państwa w trakcie pandemii, powinno być bardzo selektywne. Władze powinny się skupiać na wsparciu obywateli, jedynie podtrzymując strukturę gospodarki. Bez szastania pieniędzmi na prawo i lewo, aby chronić przed upadkiem wątpliwej jakości przedsięwzięcia.

Amazon już w zeszłym roku doprowadził część opinii publicznej do czerwoności, gdy okazało się, że zaplanowana z wielką pompą budowa dwóch nowych siedzib głównych na Wschodnim Wybrzeżu, była tak naprawdę zbieraniem atrakcyjnych ofert od władz lokalnych. Za wątpliwą obietnicę tworzenia nowych miejsc pracy, administracja stanowa była gotowa wydać pieniądze ze wspólnej kasy lub zwolnić spółkę z podatków. Wtedy się udało powstrzymać giganta z Seattle, teraz – w trakcie pandemii – ludzie mieli inne problemy, niż patrzenie Amazonowi - i urzędnikom - na ręce.

Tymczasem jak donosi Pat Garofalo z „Fortune”, spółka Bezosa zabezpieczyła sobie blisko 3 miliardy dolarów wsparcia finansowego ze strony władz lokalnych i stanowych na rozbudowę sieci logistycznej spółki.

Oczywiście nie zrobiła tego na raz. W Massachusetts skubnęła 30 milionów, w Connecticut blisko 10 milionów, w Ohio zyskała niższy podatek od nieruchomości na 15 lat, i tak dalej. W sumie Amazon - jak porządny komiwojażer po objechaniu całej okolicy – zebrał wspomniane już 3 miliardy.

Urzędnicy, przyznający dotacje dla Amazona, twierdzą, że chcieli ratować lokalną gospodarkę, zwiększając pulę dostępnych miejsc pracy. Niestety – co pokazały nawet przesłuchania przed Kongresem – w ten sposób niszczy się miejsca w handlu detalicznymi, zmusza do upadku miejscowe  firmy rodzinne zajmujące się sprzedażą, a tworzy nisko płatne stanowiska pracy, nie wymagające kwalifikacji, ani wiedzy. Na dodatek, proste do zautomatyzowania w najbliższej przyszłości.

Już pięć lat temu analitycy Instytutu Polityki Gospodarczej (Economic Policy Institute) ostrzegali, że ekspansja Amazona wysysa z gospodarki około 500 milionów dolarów w podatkach od nieruchomości (z powodu bankructwa konkurentów), a w zamian nie wnosząc nic – z racji hojnie rozdawanych ulg.

Zresztą już po wspomnianym wyżej przesłuchaniu Jeffa Bezosa przez Kongres wiemy, że celem Amazona jest budowa centrów dystrybucji jak najbliżej największych skupisk klientów, tak zwanych Primie, czyli płacących co miesiąc słały abonament, aby być obsłużonymi jak najszybciej i jak najlepiej. Co ciekawe spółka i tak zbudowałaby te huby, bez pomocy pieniędzy stanowych czy ulg w podatkach.

Sposób działania abonamentu Prime, powoduje, że konsumenci stają się – w pewnym sensie - od niego uzależnieni. Na zasadzie po co mam zamawiać od kogoś innego, skoro Amazon daje mi dostawę za darmo (tak naprawdę za opłatę abonamentową, ale co tam) i w dodatku gwarantuje jednodniową dostawę.

Konkurenci to widzą, ale mają małe pole do popisu. Albo działają w ramach Amazona, albo próbują walczyć. Drugie wyjście jest skazane na porażkę, ale pierwsze też okazuje się pułapką, bo warunki Amazona nie są przesadnie korzystne. Spółka stara się jak najbardziej zunifikować produkt finalny, tak aby klient nie rozróżniał od kogo dostał przesyłkę, domyślnie stawiając na Amazona. To znacznie pogarsza pozycję negocjacyjną i jeszcze bardziej marginalizuje firmy współpracujące z gigantem z Seattle. Zazwyczaj kończy się tym, że Amazon przejmuje tą część działalności pod swoją markę.

Czy nie przesadzam z oszczerstwami? Cóż, jak twierdzi profesor Galloway z Uniwersytetu Columbia, jeszcze trzy lata temu Amazon sprzedał tylko 15% produktów pod swoją marką. W tym roku przekroczył 50%. Jak zapewne się domyślacie sprzedaż z 2017 roku była znacznie mniejsza niż jest obecnie.

Co więcej, Amazon wymusza na firmach współpracujących korzystanie z ich systemu transportowego i magazynów: centrów logistycznych, ciężarówek i kurierów. Żąda też opłat za dostęp do bazy danych klientów.

Monopolizacja nie ogranicza się tylko do konkurentów, oferujących podobne produkty czy działających w tym samym regionie. Amazon walczy też – poprzez imitację – z największymi firmami kurierskimi UPSem czy FedExem, osłabiając ich pozycję.  

Wkrótce nie będzie możliwe podjęcie dochodowej działalności detalicznej w handlu online bez współpracy z Amazonem. I dotyczy do zarówno nowych przedsięwzięć, jak i starszych firm, które czują, że zbliża się nowe i sprzedaż w tradycyjnych sklepach nie wystarczy, aby w pełni obsłużyć klientów.

Taka być może jest przyszłość amerykańskiego, a potem też europejskiego handlu detalicznego. Pytanie dlaczego owa transformacja jest finansowana z pieniędzy podatników, którzy wkrótce sami padną ofiarami krótkowzroczności urzędników, dbających o miejsca pracy, niezależnie od ich jakości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polikulturalizm

Głos przeciw dochodowi podstawowemu

Czekając na drugą falę